Brązowy medalista mistrzostw świata z Pekinu po cichu liczy w USA na miejsce na podium. Tym bardziej, że na liście startowej zabrakło m.in. Niemca Raphaela Holzdeppe (5,84) czy Pawła Wojciechowskiego (5,84). - Ale prawda jest taka, że wszyscy się zachowują jak spuszczone psy. Każdy teraz czai się na medal, a to wcale nie musi być takie łatwe. Jest siedmiu zawodników na tym samym poziomie i każdy z nich liczy na to, że stanie na podium. Zapowiada się interesująca walka - przestrzegł Lisek. Organizatorzy zawodów w Portland postanowili, że nie będą rozgrywać oddzielnie eliminacji i finału. Konkurs od razu będzie toczyć się o medale. - Mi to jest obojętnie. Nie ma dla mnie znaczenia, czy jest od razu finał, czy musimy przedzierać się przez eliminacje - przyznał. Konkursy skoku o tyczce - mężczyzn i kobiet - będą pierwszą rozgrywaną konkurencją w Portland. Jako jedyne odbędą się w czwartek miejscowego czasu (piątek rano w Polsce). - Rywalizacja nie odbędzie się prawdopodobnie w głównej hali lekkoatletycznej, ale w hali koszykarskiej. Powodem jest niedostosowanie obiektu do potrzeb skoku o tyczce. Zobaczymy jak to będzie, ale pewnie trochę inaczej niż zazwyczaj - powiedział zawodnik OSOT Szczecin. Lisek nie ukrywa, że celuje w medal. - Niekoniecznie brązowy, bo ich mam już sporą kolekcję. Chociaż nie. Żartuję - przyjmę każdy krążek - powiedział. Ostrożniej wypowiada się Sobera. - Mam nadzieję, że będę oddawać dobre skoki, pokażę to, co potrafię. Szczególnie na rozbiegu, bo to chyba najważniejszy element. Jeśli on będzie dobrze funkcjonować, to całe skoki będą dobre, a wtedy też będą wysokie. Nie stawiam sobie ani celów wynikowych, ani też nie zakładam konkretnego miejsca. Chcę zrobić swoje - zaznaczył zawodnik wrocławskiego AWF. Lisek w USA jest od tygodnia, Sobera doleci tuż przed startem. Później obaj zostają w Kalifornii na zgrupowaniu, by przygotowywać się do sezonu letniego. - Na skoczni jesteśmy rywalami, ale prywatnie bardzo się lubimy i przyjaźnimy. Dlatego zawsze jest lepiej, jak na zgrupowaniach jest jeszcze ktoś. Choć będziemy trenować oddzielnie, to pewnie sporo czasu będziemy spędzać ze sobą - powiedział Lisek. On sam nie uważa, by start w halowych mistrzostwach świata jakoś przeszkodził mu w przygotowaniach do sezonu letniego. Z tego właśnie względu wielu zawodników, nie tylko tyczkarzy, zrezygnowało z udziału w imprezie (17-20 marca). - To raptem o 10 dni dłuższy sezon. Nie uważam, by to wszystko jakoś miało duży wpływ. Może po prostu o te 10 dni później rozpocznę rywalizację na stadionie. Tym bardziej, że po zgrupowaniu w Chula Viście czeka mnie jeszcze obóz we włoskiej Formii - ocenił. W halowym czempionacie wystąpi 17 reprezentantów Polski.