Decydujące było, by wszystkie wysokości zaliczać w pierwszej próbie. - Wiedziałem, że jeśli gdzieś popełnię błąd to nie ma szans, żebym był na podium. Mamy tak wysoki poziom w skoku o tyczce teraz, że 5,80 nie jest gwarancją niczego - ocenił. Trudno było mu znaleźć słowa komentarza. - To mój pierwszy medal wywalczony na stadionie. Jestem bardzo szczęśliwy, aż brak mi słów. Rywalizacja była zacięta i dałem radę - dodał. Lisek podziękował także trenerowi Wiaczesławowi Kaliniczence, z którym rozstał się w trakcie sezonu. Postanowił podjąć współpracę z zaledwie dwa lata starszym od siebie Marcinem Szczepańskim. - Pozostało mi podziękować trenerowi Sławkowi, bo to też on mnie doprowadził do takiego wyniku. Marcin z kolei wspierał mnie do końca, a na miejscu pomagał mi Dariusz Łoś - wymienił. Zawodnik szczecińskiego ośrodka miał bardzo udany początek sezonu. Później jednak coś się załamało. Męczył się na znacznie niższych wysokościach, często odpadał w konkursach. - Miałem duże obciążenie psychiczne. Nie wiem czy mogę siebie nazwać młodym zawodnikiem, ale na pewno tym, który dopiero wchodzi w ten świat, dlatego wszystko, co się działo w tym sezonie, bardzo mnie dodatkowo stresowało - zaznaczył. Teraz czas na... 6 metrów. - I zrobię wszystko, by w przyszłym roku taką wysokość skoczyć - podkreślił. - Rezerwy mam spore. W szybkości, motoryce, technice. Brakuje mi też oskakania. Mam co poprawiać, więc się nie załamuję. Już na treningach zawieszam sobie gumę na sześciu metrach, by się z tą wysokością oswajać - dodał 23-letni Lisek. Polacy w Pekinie wywalczyli do tej pory cztery medale. Obok Liska na najniższym stopniu podium stanie Paweł Wojciechowski (CWZS Zawisza Bydgoszcz). Dzień wcześniej w konkursie rzutu młotem złoto wywalczył Paweł Fajdek (Agros Zamość), a brąz Wojciech Nowicki (Podlasie Białystok). Z Pekinu - Marta Pietrewicz