"Bardzo bym chciał w tym roku poprawić rekord Polski, ale zobaczymy jak wyjdzie. Treningowo wyglądam dobrze, psychicznie jestem mocny. Ale trzeba pamiętać, że 8566 pkt to kawał wyniku. Ktoś mi jednak kiedyś powiedział, że w sporcie należy stawiać sobie konkretne cele. W zeszłym roku chciałem zrobić minimum na MŚ, byłem w Pekinie, a apetyt rośnie w miarę jedzenia. Wydaje mi się, że rekord Polski w tym roku może nie jest bardzo realny, ale chcę już się przyzwyczajać do tej myśli" - powiedział. Lekkoatleta Warszawianki mały sprawdzian będzie miał 21 maja w Warszawie, gdzie wystąpi w Memoriale Zygmunta Szelesta w mini-wieloboju. Wiesiołek wystartuje w pchnięciu kulą, w biegu 110 m ppł i w skoku w dal. "W dziesięcioboju tak naprawdę najważniejsza jest końcówka, a zwłaszcza skok o tyczce. Jeśli to odpala, to wtedy adrenalina siada i już jest z górki. Do tego momentu jest zawsze napięcie, bo to konkurencja wybitnie techniczna i wymagająca maksymalnej koncentracji" - zaznaczył. Z Chmarą, który rekord Polski - 8566 pkt ustanowił 17 maja 1998 roku w Alhamie, nie rozmawiał od stycznia i nie mówił na razie o swoich ambitnych planach. "Spotkamy się pewnie po mityngu w Goetzis, by omówić nowy rekord kraju" - powiedział z przymrużeniem oka Wiesiołek. W sezonie halowym nie startował, bo złapał kontuzję mięśnia dwugłowego. Tym większy czuje głód rywalizacji i już nie może się doczekać pierwszych występów. "Trener Marek Rzepka trochę dorzucił w zimę do pieca. Obszerność treningowa jest znacznie większa, dorzucone zostały obciążenia, postawiliśmy też dużo bardziej na bieganie. Wszystko idzie w dobrym kierunku, a ja złapałem chęci do startowania. Mam głód tego, żeby zrobić jak najlepszy wynik. Wiem, że stać mnie na dużo, ale teraz czas, by złożyć wszystko do kupy" - podkreślił. Przede wszystkim Wiesiołek nie chce popełnić tego samego błędu, co w zeszłym roku. "Startowałem w sześciu wielobojach, a zazwyczaj w sezonie robi się trzy, cztery. Mistrzostwa świata w Pekinie były już na oparach. Robiłem wszystko na +żyletę+, a wyniku nie było. Byłem przemęczony całym sezonem. Wszystko było tak przeciągnięte, że już nie mogłem się doczekać końca. Jak wróciłem z mistrzostw świata do Warszawy, wszedłem na wagę. Startuję najczęściej przy 90 kg, a tu nagle pojawiło się 83. Siedem kilo ze mnie zjechało i za bardzo nie wiem kiedy. To właśnie był wynik wycieńczenia" - przyznał. W tym sezonie ma w planie trzy starty w dziesięcioboju - 28-29 maja w Goetzis, w lipcu w mistrzostwach Europy w Amsterdamie i w sierpniu w igrzyskach w Rio de Janeiro, o ile wypełni minimum PZLA, które wynosi 8100 pkt. Wśród mityngów dla wieloboistów ten w austriackim Goetzis jest najbardziej prestiżowy. Zjeżdżają tam co roku najlepsi wieloboiści świata - zarówno wśród mężczyzn, jak i kobiet. "Kibice, którzy tam przychodzą są jakby z innego świata. Robi się rozgrzewkę, a wszyscy patrzą na ciebie, tak samo w trakcie zawodów. I widać chęć dopingowania. Oni traktują to jak piknikowe podglądanie super wieloboistów. Poza tym robi się tam znakomite wyniki. W zeszłym roku zrobiłem rekord życiowy 8140 pkt i zająłem dopiero jedenaste miejsce. Ranga mityngu jest bardzo wysoka. Atmosfera jest tak niesamowita, że wchodzi się na stadion i ma się wrażenie, że jest się Bogiem, możesz wszystko" - opowiedział Wiesiołek. Liderem dziesięcioboju obecnie jest Ashton Eaton. Amerykanin poprawił w zeszłym roku w Pekinie w mistrzostwach globu własny rekord świata. "On jest do pokonania, ale w tym roku nie przeze mnie. Z tego, co jednak obserwuję, to mocno podgryźć może mu pięty Kanadyjczyk Damian Warner. On może stoczyć z nim równą walkę i może być ciekawie" - ocenił polski wieloboista. Na wielkiej imprezie Wiesiołek zadebiutował w zeszłym sezonie w mistrzostwach świata w Pekinie. "Byłem zaskoczony i to pozytywnie samą organizacją. Wszystko było idealnie przygotowane. Pokoje, gdzie odpoczywaliśmy po poszczególnych konkurencjach były z łóżkami, jedzenie było znakomite, a na trybunach siedziały tłumy ludzi. Nie spodziewałem się czegoś takiego. Poznałem też wtedy Eatona i przekonałem się, że jest normalnym człowiekiem. To wszystko dało mi solidnego kopa, by dobijać się do światowej czołówki i nie spoczywać na laurach" - zaznaczył.