"Pomysł na obóz w Nowej Zelandii przyszedł razem ze zmianą trenera. Od listopada oficjalnie współpracuję z Tomaszem Lewandowskim, a on i jego grupa ten obóz mieli już dawno w planie, więc musiałam się dostosować. Nie było to dla mnie problemem" - powiedziała PAP Wyciszkiewicz, która po osiągnięciu rezultatu 51,31 w 2015 roku przez wielu uznana została za następczynię Ireny Szewińskiej. Wtedy była najszybszą z polskich biegaczek na 400 m - do tego bardzo młodą, bo ten rezultat osiągnęła mając 21 lat. Kolejne sezony miały dla niej słodko-gorzki smak. Ze sztafetą zdobyła wiele - m.in. złoto podczas berlińskich ME, ale w kadrze pojawiły się dziewczyny, które biegają szybciej. Justyna Święty-Ersetic "złamała" granicę 51 sekund, a Iga Baumgart-Witan była w indywidualnym finale czempionatu w Berlinie. Wyciszkiewicz długo zmagała się z poważnymi problemami zdrowotnymi. Teraz ma je za sobą i myśli o przekraczaniu kolejnych barier i rekordach życiowych. "W Nowej Zelandii przebywamy na południowej wyspie - w górach na wysokości ok. 1500 nad poziomem morza. Celem tego obozu dla mnie nie jest szykowanie formy i podkręcenie treningów, ale możliwość poznania się z nowym trenerem, zrozumienia jego myśli szkoleniowej, treningów, poleceń i wymagań. Tak, abym później w okresie między obozami poprawnie realizowała wyznaczone przez niego zadania" - podkreśliła Wyciszkiewicz. "Aniołek Matusińskiego", bo tak nazywane są członkinie polskiej sztafety 4x400 m, w Nowej Zelandii jest od 12 listopada. Obóz kończy się niemal w połowie grudnia. "Wyjazd na tak długi obóz po spędzeniu ponad dwóch miesięcy w domu z najbliższymi był ciężki dla mnie, ale miałam wsparcie i motywację zarówno wewnętrzną, jak i zewnętrzną. W czasie tych dwóch miesięcy leczyłam kontuzję ścięgna Achillesa, ale mam nadzieję, że już wszystko będzie z nim dobrze" - przyznała specjalistka od biegu na jedno okrążenie. Powiedziała, że zmiana trenera i podjęcie nowego wyzwania są próbą umożliwienia sobie dalszego rozwoju jako sportowcowi. Przez lata zawodniczka trenowała z zasłużonym szkoleniowcem Edwardem Motylem. Teraz uznała, że potrzebne są nowe bodźce. "Głęboko wierzę w to, że wszystkie te zmiany i decyzje, które podjęłam pozwolą mi w przyszłości biegać szybciej i ustanawiać rekordy życiowe. Cytując Gosię Hołub +kto nie ryzykuje, szampana nie pije+. A ja planuję się go napić w przyszłym sezonie" - dodała Wyciszkiewicz. W 2019 roku lekkoatleci mają dwie główne imprezy - halowe mistrzostwa Europy w Glasgow (1-3 marca) oraz mistrzostwa świata w Dausze, które rozpoczną się 28 września, a skończą 6 października. autor: Tomasz Więcławski