Pistorius urodził się 22 listopada 1986 roku w Sandton w RPA z poważną wadą nóg. Gdy miał 11 miesięcy lekarze postanowili mu je amputować od kolan w dół. Mimo zaawansowanego stopnia kalectwa intensywnie uprawiał sport: rugby, tenis, piłkę wodną, boks i zapasy. Od lat Pistorius nie rozmawia o swoim kalectwie, nawet z najbliższą rodziną. - Kiedy dorastałem w Johannesburgu, mama patrząc na mojego brata i na mnie powiedziała: "Ty załóż buty, a Ty załóż swoje nogi". To był ostatni raz, kiedy rozmawiałem o moim kalectwie. Myślę, że każdy zmaga się z różnymi ułomnościami, czy to fizycznymi, czy psychicznymi, ale jest miliony rzeczy, na których możemy się skupić, żeby nie myśleć o naszej niepełnosprawności - opowiadał biegacz. Jego pierwszą miłością nie była lekkoatletyka, a rugby. - Grałem w szkolnej drużynie. Miałem inne protezy niż te, w których biegam. W 2003 roku, podczas meczu straciłem jedną z nich po ataku zawodników z przeciwnej drużyny. Dlatego przeniosłem się na bieżnię - przyznał. 15 lipca 2007 roku w Sheffield został pierwszym niepełnosprawnym zawodnikiem, który rywalizował z całkiem zdrowymi sportowcami. Pojawiły się jednak głosy, że protezy z włókna węglowego dają mu przewagę nad pełnosprawnymi i światowa federacja lekkoatletyczna (IAAF) negatywnie ustosunkowała się do jego występów w oficjalnych zawodach. Pistorius jednak nie zniechęcał się, trenował i walczył o swoje prawa. Odwołał się do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu (CAS) w Lozannie, powołując się m.in. na testy amerykańskich biomechaników, którzy ocenili, że protezy nie dają mu żadnych korzyści. Najwyższy sąd sportowy uznał jego racje i dopuścił do startu w igrzyskach w Pekinie. Do stolicy Chin w 2008 roku pojechał, ale na... paraolimpiadę, na której wywalczył trzy złote medale. Do indywidualnego występu na dystansie 400 m, w którym się specjalizował, w rozgrywanych nieco wcześniej igrzyskach zabrakło mu 0,7 s. Z kolei federacja RPA nie zdecydowała się go włączyć do sztafety, w obawie o jego bezpieczeństwo, gdyż na trzech zmianach zawodnicy walczą ramię w ramię. Niezrażony poprawiał swoje osiągnięcia i zakwalifikował się do reprezentacji na igrzyska w Londynie. W półfinale uzyskał 23. czas na 24 startujących. W sztafecie nie dane mu było pobiec, gdyż w eliminacjach jego koledzy zgubili pałeczkę. I tak jednak przeszedł do historii światowego sportu, bo nigdy wcześniej tak wyraźnie niepełnosprawny sportowiec nie rywalizował w igrzyskach ze zdrowymi. Jego największymi sukcesami jest zdobycie pięciu złotych medali paraolimpiady. Jego dorobek uzupełnia srebrny z Londynu za bieg na 200 m. Po porażce oskarżył rywala, że ten zwyciężył dzięki zbyt długim protezom. Gdy ochłonął, przeprosił za swoje słowa. Jest też rekordzistą świata wśród niepełnosprawnych w biegach na 100, 200 i 400 m. Walkę Pistoriusa o możliwość rywalizacji z pełnosprawnymi śledziły miliony ludzi na całym świecie. Wszędzie, gdzie się pojawiał, towarzyszyło mu ogromne zainteresowanie kibiców i dziennikarzy. Dzięki temu zyskał sławę i... pieniądze. Kilkakrotnie gościł też w Polsce, wystąpił m.in. w Memoriale Kamili Skolimowskiej w Warszawie. Jego życie zmieniło się 14 lutego 2013 roku. Od rana światowe media żyły faktem znalezienia w domu sportowca w Pretorii martwej kobiety. Okazała się nią modelka, z którą spotykał się od jesieni 2012 roku. Jak ustaliła policja, zginęła zamknięta w toalecie, a Pistorius oddał cztery strzały przez drzwi. Nie był to pierwszy incydent z bronią z jego udziałem, ale ten skończył się tragicznie. Prokuratura oskarżyła go o morderstwo z premedytacją, choć on sam od początku nie przyznawał się do winy. Utrzymywał, że śmierć Steenkamp to efekt nieszczęśliwego zbiegu okoliczności, gdyż pomylił ją z włamywaczem. 3 marca tego roku w Pretorii rozpoczął się proces, a wszystkie rozprawy były "na żywo" relacjonowane w radiu i telewizji na specjalnie uruchomionym kanale. Sędzia Thokozile Masipa oczyściła go z zarzutu morderstwa z premedytacją, oceniła, że sportowiec nie strzelał po to, by zabić. Uznała go jednak winnym nieumyślnego spowodowania śmierci Steenkamp i skazała na pięć lat pozbawienia wolności. Prokuratura żądała 10 lat pozbawienia wolności, a obrona wnioskowała o skazanie na prace społeczne. Obie strony mają 14 dni na wniesienie apelacji. - Kara inna niż pozbawienie wolności byłaby złą wiadomością dla społeczeństwa. Jednak długotrwały pobyt w więzieniu również nie byłby odpowiedni - argumentowała Masipa.