Róża Kozakowska dostarczyła polskim fanom sportu ogromnej dawki emocji, zdobywając złoty medal na igrzyskach paralimpijskich w Paryżu. 35-letnia Polka wzięła udział w finale kategorii F32, dotyczącej sportowców z umiarkowanym lub znacznym napięciem mięśniowym. W pierwszej próbie rzuciła ona maczugą, osiągając wynik 31,30 m i pobijając przy okazji rekord świata. Podczas drugiego podejścia nasza sportsmenka wyrzuciła maczugę na odległość 29,70 m, jednak próbę swoją zakończyła kontuzją. Już będąc w szpitalu Kozakowska dowiedziała się, że kontuzja nie przeszkodziła jej w osiągnięciu sukcesu i to właśnie ona nagrodzona zostanie złotym medalem. Ze swojego osiągnięcia polska reprezentantka nie cieszyła się jednak zbyt długo. Wkrótce potem otrzymała ona bowiem informacje o dyskwalifikacji. "W nocy Brazylijczycy złożyli protest dotyczący sprzętu Polki (a konkretnie rozmiaru poduszki pod jej głową). Protest niestety został uwzględniony" - przekazał Michał Pol. Mocne słowa Polki, odebrano jej złoto i rekord świata. "To już nie jest sport" Róża Kozakowska straciła złoty medal w Paryżu, a to jeszcze nie koniec. Teraz przekazała kolejne smutne wieści. To koniec Róża Kozakowska w niedzielny poranek pojawiła się w programie śniadaniowym Polsatu "halo tu Polsat", w którym opowiedziała Maciejowi Kurzajewskiemu i Katarzynie Cichopek o swoich niezbyt udanym starcie w Paryżu. "Było to dla mnie bardzo ważne, by rzucić tak daleko, jak jeszcze nie rzucałam. Tak się stało, z czego jestem bardzo dumna. Jest mi niezmiernie przykro, jako sportowcowi, że później okazało się to, co się okazało i zdyskwalifikowali mnie z tak banalnych przyczyn, gdzie w ogóle nie ma to wpływu na mój rzut. Bo gdy ja rzucam maczugę, to ona już leci. Dopiero później padam na tę poduszkę, która ma zabezpieczać mój stan zdrowia, bym nie utraciła więcej sprawności. Mogłoby to grozić zapadnięciem w śpiączkę lub całkowitemu paraliżowi. Bo ja mam przeponę między kręgami uciskającą na worek oponowy" - przekazała. 35-letnia sportsmenka z powodu kontuzji nie będzie mogła kontynuować walki o olimpijskie medale. Oznacza to, że nie zobaczymy jej w konkursie pchnięcia kulą. "To naprawdę boli i ciężko mi o tym mówić, ale muszę to przekazać. Rezonans niestety wykazał, że uszkodzenia są poważne. Na razie nie wiemy, czy potrzebna będzie ingerencja chirurgiczna. Ale zerwane są wszystkie więzadła, które trzymają kość oplatającą. Nic nie dało by to, że wzięłabym blockery i leki przeciwbólowe, bo dla mnie ból nie jest wielkim problemem, zacisnęłabym zęby. Wystartowałabym, bo dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych. Jestem jak żołnierz na wojnie, żadnych armat i kul się nie przestraszę. Ale ręka nie ma wystarczająca ani czucia, ani siły, bym mogła pokazać to na co się przygotowywałam. A trenowałam ciężko przez cały ostatni miesiąc. Moim marzeniem było to, by dorównać, a może nawet pokonać jedną rywalkę. Wierzyłam, że stać mnie na brąz, srebro. Ale wierzyłam w głębi serca, że każdy jest do pokonania i stać mnie na złoto" - ujawniła. Róża Kozakowska żyła w prawdziwym piekle. "Złapał za nóż i próbował wbić mi w plecy"