Andrzej Klemba: Mówi pan dzień wcześniej, że nie ma granic. W Łodzi kolejna została złamana i pobiegł pan poniżej 7,40 sekundy. Jakub Szymański: Zgadza się i to na pewno nie ostatnia. Choć w planie nie było takiego szybkiego biegu. Chciałem pobić rekord mityngu i to by mi wystarczyło. Natomiast przy takiej atmosferze, przy muzyce, którą słyszałem specjalnie dla mnie też, bo włączyli mój kawałek, przy którym bardzo się dobrze czuję i mnie pobudza, to wszystko stworzyło maszynę, która się rozpędziła. Mówi Pan, że dzisiaj było na luzie. Może to jest ta metoda? - Nie zawsze da się wyluzować. Mnie się po prostu wydaje, że już mam taką pewność siebie, że mogę to zrobić na każdych zawodach. Gdy stawka jest wysoka, powiedzmy finał mistrzostw świata, będę wiedział, że jestem od nich lepszy, ale pojawiają się zagwozdki, falstart, czy słaba reakcja startowa, a to już zwykle przekreśla bieg. Trzeba mieć silną psychikę i wytrzymać. Grant Holloway był dla pana wzorem? - Nie, ale patrzyłem na niego, bo jest najlepszy w świecie na hali. Zresztą na otwartym stadionie też jest świetny, bo ma złoto olimpijskie. W hali jest jednak niepokonany i ja chcę być pierwszym człowiekiem, który z nim wygra. Mówił pan o biegu na 7,41 s, że nie był idealny. Po tym w Łodzi też będzie coś do poprawy? - Czułem niedosyt podczas tych biegów, ale na gorąco nie powiem, nad czym trzeba pracować. To wymaga głębokiej analizy. Po zwycięstwie pozował pan ze specjalną miną. Co oznacza? - To maska gladiatora. Pod nią się ukrywam wszystkie emocje, wszystko wewnątrz, żeby to potem wybuchło, gdy jest właśnie dobry wynik. Chowam pod nią swoje problemy i tez nawiązuje do słynnego filmu. Pod ta maską ukrywa się prawdziwy człowiek, prawdziwe jego wnętrze, lecz na zawodach zwykle tego nie pokazuję. Musi być twardy, wytrzymały i dopiero za pokazać uśmiech. 13 lutego szykuje się pan w Lievin na pierwszy pojedynek ramię w ramię z Holloway’em? - To będzie taki nasz prewyścig, pierwszy i ostatni chyba przed mistrzostwami świata. Myślę, że już tam powalczymy. Będę już po kilku startach, więc nie spodziewam się jakiegoś super szybkiego biegania, ale tutaj też się nie spodziewałem. Holloway o panu wie? - Na pewno. Bardzo dawno Europejczyk nie miał na 60 m ppł trójki z przodu [7,39 s - przyp. red.]. Ostatnim był Colin Jackson [w 1999 roku]. Tak naprawdę w ostatnim czasie tylko Amerykanie Holloway i chyba Daniel Roberts. A teraz ja. Presja będzie na nim? - Tak.