Tragedia podczas sobotniego ultramaratonu w Chinach wstrząsnęła światem sportu. Zawodnicy mieli do pokonania sto kilometrów w górskim terenie w rezerwacie przyrody niedaleko Baiyin w prowincji Gansu. Tuż przed startem nikt nie spodziewał się, że żaden z uczestników nie dobiegnie do mety. Nikt też nie liczył, że warunki atmosferyczne będą tego dnia aż tak bardzo rozbieżne z tymi, które przewidywano w prognozach. Po 30 kilometrach od startu, nagle nastąpiło załamanie pogody. Grad, marznący deszcz, bardzo silny wiatr i gwałtowne obniżenie temperatury. Większość zawodników nie była przygotowana na aż tak ekstremalną pogodę. Bieg zakończył się tragicznie śmiercią 21 uczestników. Zhang Xiaotao ocalał i opowiedział, co spotkało uczestników sportowych zmagań. "Nadałem sygnał SOS na moim lokalizatorze, a zaraz potem straciłem przytomność" - napisał ultramaratończyk, który biegł w sobotę na czołowych lokatach. Chiński pasterz został bohaterem "Byłem nieprzytomny 2,5 godziny, aż znalazł mnie pasterz i zaniósł do jaskini. Później rozpalił ognisko i owinął mnie kołdrą. Po godzinie odzyskałem przytomność" - dodał Xiaotao. Okazuje się, że wspomnianym pasterzem był Zhu Keming, który jest aktualnie na ustach mediów jako bohater, który uratował sześciu zawodników. Jak przyznał, nie wszystkim udało się pomóc. "Dwóch mężczyzn nie dawało już oznak życia i nie mogłem nic dla nich zrobić. Przykro mi" - powiedział pasterz. Zawody zdecydowano się przerwać dopiero po dwóch godzinach od pierwszych sygnałach wzywających ratunek. Akcja ratunkowa musiała zmierzyć się z ciężkimi warunkami. Łącznie do pomocy zaangażowano 1,2 tysiąca ratowników, którzy znaleźli 21 ciał, a osiem osób przewieźli do szpitala. Wśród ofiar są między innymi znani i mocni zawodnicy sceny ultra, do których zaliczany jest choćby Liang Jing oraz Huang Guanjum. Wkrótce ma ruszyć śledztwo w sprawie organizacji ultramaratonu. AB