Poznański mityng miał lepsze i gorsze momenty. Tym lepszym na pewno był finał zmagań kobiet na dystansie jednego okrążenia, bo Polska wystąpi przecież na igrzyskach w Tokio i ma spore szanse na olimpijski medal. Niepodważalne wydaje się miejsce Justyny Święty-Ersetic, a z ostatnimi czasami równie pewnie może czuć się Natalia Kaczmarek. Do tego zawsze pewna Małgorzata Hołub-Kowalik, a przecież do startów wróciły właśnie Iga Baumgart-Witan i Patrycja Wyciszkiewicz-Zawadzka, zaś swojej szansy szuka też niespełna 18-letnia Kornelia Lesiewicz. Cztery ostatnie zawodniczki zmierzyły się w wewnętrznej rywalizacji w Poznaniu i dla trzech z nich weryfikacja wypadła całkiem pozytywnie. Przede wszystkim dla Lesiewicz, która mimo dość trudnych warunków i mocnego wiatru wiejącego w twarz na przeciwległej prostej, pobiła rekord życiowy i wygrała z czasem 52,57 s. Za nią finiszowały Baumgart-Witan oraz Hołub-Kowalik, które też "złamały" 53 sekundy. Za to Wyciszkiewicz-Zawadzka, choć doskonale zna poznański stadion, była przedostatnia z czasem 54,48 s. Doskonale zdawała sobie sprawę z wpadki, bo na mecie miała łzy w oczach. Z drugiej strony - ledwo co wróciła ze zgrupowania w górach, a do tego był to jej pierwszy start w sezonie. Szybko pocieszyli ją członkowie rodziny oraz sztabu szkoleniowego, a sama zawodniczka szansę do rehabilitacji dostanie za niespełna dwa tygodnie na tym samym stadionie - podczas Mistrzostw Polski. To wtedy będą się decydowały olimpijskie kwalifikacje. Tyle że Baumgart-Witan też startowała po raz pierwszy, a jednak była o blisko dwie sekundy szybsza. Wszystkich pogodziła Lesiewicz, która dopiero w połowie czerwca, czyli już po igrzyskach, skończy 18 lat. - Poprawiłam rekord życiowy, ale jeszcze dużo przede mną. W żaden wynik nie celują, ale liczę na to, że mnie jakiś bardzo dobry wynik zaskoczy - mówiła Kornelia Lesiewicz. - Z każdym startem czuję się pewna siebie. A olimpijska kwalifikacja? Mistrzostwa Polski w Poznaniu będą kluczowe - dodaje. Piotr Lisek lepszy od mistrza olimpijskiego Ciekawe zapowiadały się zmagania tyczkarzy, gdzie na starcie stanęli mistrz olimpijski z Londynu Renaud Lavillenie, trzykrotny medalista mistrzostw świata Piotr Lisek, mistrz Europy sprzed pięciu lat Robert Sobera oraz mistrz świata z Daegu z 2011 roku Paweł Wojciechowski. Jako pierwszy odpadł Sobera, który zaliczył zaledwie 5,20 m i strącał poprzeczkę na 5,40. Wojciechowski też miał spore problemy na tej wysokości, ale zaliczył jeszcze 5,55 m. Lavillenie z kolei z dużym zapasem pokonał 5,55 m i swoim zwyczajem ominął kolejną wysokość. A ta kolejna - 5,65 m, była ostatnią dla Liska. Polak w pierwszej próbie był bliski pokonania tyczki na 5,75 - zabrakło niewiele, a na dole już nawet wybuchły ognie oznaczające sukces. Później było już nieco gorzej, a jak się okazało - tę wysokość przeszedł tylko młody Francuz Ethan Cormond. Lavillenie skakał podobnie jak Lisek i też zaliczył trzy zrzutki. W zmaganiach młociarzy ekscytująco zapowiadała się walka najlepszych młociarzy na świecie na poziomie 80 metrów. Paweł Fajdek chciał się zrewanżować Wojciechowi Nowickiemu za wtorkową przegraną w Turku, ale sztuka się nie powiodła. Mało tego - Czterokrotny mistrz świata uzyskał zaledwie 74,28 m, co dawno mu się nie zdarzyło. Nowicki też nie dobił do granicy 80 metrów (78,42), a po zawodach obaj zgodnie krytykowali koło w rzutni. - Miejmy nadzieję, że za dwa tygodnie zrobią nowe koło, mogą nawet za to zapłacić. To kwestia trzech dni - mówił Fajdek. CZYTAJ TAKŻE: Beznadziejne rzuty polskich młociarzy Wśród kobiet dość pewnie wygrała Malwina Kopron, która sama podkreślała, że ten start potraktowała treningowo. Nieudana próba Rozmysa Z kolei w biegu na 800 metrów Michał Rozmys chciał atakować wynik 1:45,20, który oznaczałby olimpijskie minimum i ból głowy dla trenerów kadry. Byłby bowiem piątym zawodnikiem z takim czasem, a miejsca w Tokio są trzy. Polak nie wystartował jednak tak mocno jak chciał, a na drugim okrążeniu brakowało mu już trochę pary. Czas 1:47,15 nie powala na kolana, a do tego Rozmys przegrał jeszcze finisz z Niemcem Marvinem Heinrichem o 0,12 s. W kobiecym sprincie z niezłej strony pokazała się pilanka Klaudia Adamek, która w obu biegach uzyskała zbliżone czasy - 11,41 i 11,42 s. To wyniki lepsze od jej rekordu życiowego pobitego w maju w Dessau i potwierdzające, że może liczyć na występ w olimpijskiej sztafecie w Tokio. - Myślałam trochę, że uda się jeszcze poprawić ten rekord życiowy i będzie trójka z przodu. Ale zostawmy to na mistrzostwa Polski w Poznaniu, bo wtedy będą się decydowały olimpijskie nominacje - mówiła Adamek. Kolejne udane przetarcie zanotowała też Kamila Lićwinko, która raz strąciła poprzeczkę na wysokości 187 cm, ale za pierwszym razem przeskoczyła kolejną wysokość, czyli 190 cm. To wystarczyło do zwycięstwa, przed Brytyjką Laurą Zialor, która miała dwie zrzutki. Kolejne wielkie emocje lekkoatletyczne już w niedzielę 20 czerwca w Memoriale Kusocińskiego w Chorzowie, a kluczowe przedolimpijskie zmagania znów odbędą się w Poznaniu. To 97. Mistrzostwa Polski, zaplanowane na 24-26 czerwca. Andrzej Grupa