Karsten Warholm to mistrz olimpijski z Tokio, trzykrotny mistrz świata i dwukrotny mistrz Europy. Norweg broni tytułu wywalczonego dwa lata temu w Monachium. Jest też rekordzistą świata w biegu na 400 metrów przez płotki, ale do występu w Rzymie przystępuje nieco podrażniony. W marcu, w halowych mistrzostwach świata, sensacyjnym złotym medalistą został Belg Alexander Doom, który na ostatnich metrach pokonał Warholma. Co prawda było to płaskie 400 metrów, ale i tak rewelacyjny płotkarz był tam murowanym faworytem, a tymczasem przegrał. I w Rzymie chciał sobie to powetować. Nokaut w walce o złoto! W półfinale Norweg nie musiał się wysilać. Dość pewnie wygrał swoją serię z czasem 48,75, o niemal sekundę wyprzedzając Holendra Nicka Smidta. Jak się okazało, był to dopiero... siódmy czas wśród finalistów. Nie świadczyło to jednak o słabości Warholma, choć przez to w finale musiał radzić sobie z teoretycznie gorszego toru. Najlepszy w półfinałach okazał się reprezentant gospodarzy Alessandro Sibilio. Włosi na tych mistrzostwach są w rewelacyjnej formie i zgarniają medal za medalem. I również na 400 metrów przez płotki liczyli na to, że uda im się sprawić niespodziankę. Sensację, i to dużego kalibru, bo tak należałoby nazwać porażkę Warholma. Nic takiego jednak nie miało miejsca, bo tym razem Karsten Warholm, biegnący z ósmego toru, od pierwszych metrów ruszył jak szalony i bardzo szybko zostawił swoich rywali. Mistrz olimpijski bardzo szybko wysforował się do przodu i zyskał kilka metrów przewagi. Ostatecznie finiszował z czasem 46,98 będącym nowym rekordem mistrzostw Europy. Za jego plecami, z rekordem Włoch 47,50, na metę wpadł Sibilio, a brązowy medal przypadł Carlowi Bengtstroemowi ze Szwecji.