Najlepsza polska specjalistka od dystansu jednego okrążenia nie ukrywała wczoraj po finałowym biegu, że nie pobiegła na maksimum. Jej celem na 400 metrów nie były żadne rekordy, ale po prostu złoty medal, kolejny do kolekcji. Patrzyła więc, gdzie jest jej najgroźniejsza rywalka Marika Popowicz-Drapała - i na ostatniej prostej trochę po prostu przyspieszyła. - Raczej był to bieg na luzie, nie jestem wyczerpana. Jutro czeka mnie finał na 200 metrów, dziś też biegłam ten dystans przed południem, więc 400 metrów potraktowałam treningowo. Nie ujmując nic dziewczynom, bo zachowywałam czujność - mówiła po finale na 400 metrów. Anita Włodarczyk zamyka się w... lesie. To jej sposób na mistrzostwa? Szykowała się więc na ostrą walkę z Krysciną Cimanouską i Martyną Kotwiłą, a rekord życiowy ustanowiony w eliminacjach (23,08 s), stawiał ją w roli faworytki. Tym bardziej, że mistrzyni olimpijska z Tokio w sztafecie mieszanej nastawiała się na kolejną "życiówkę", już poniżej 23 sekund. Trzy faworytki na torach obok siebie. Nataluia Kaczmarek goniła Kryscinę Cimanouską Można było tylko żałować, że znów, w kolejnym dniu, warunki w Gorzowie były dalekie od ideału. Gdy zaczynał się konkurs w skoku o tyczce kobiet, nad miastem znów przeszła burza, tartan był mokry. Na szczęście, w przeciwieństwie do czwartku, wiatr wiał tym razem na ostatniej prostej w plecy, a do tego było w miarę ciepło. Kaczmarek biegła po szóstym torze - goniła Cimanouską, a ją z kolei próbowała doścignąć broniąca złota z zeszłego roku Kotwiła. Trzynaście miesięcy temu na poziom finału w Suwałkach nie można było narzekać - wszystkie finalistki uzyskały czasy poniżej 23 sekund, choć ze zbyt mocnym wiatrem. Teraz też wiele wskazywało na to, że będzie podobnie, mimo, że w finale zabrakło Anny Kiełbasińskiej. Niestety, finalistkom rywalizacji w Gorzowie nie sprzyjał fakt, że start decydującego bieg na 200 metrów był dwukrotnie powtarzany. Najpierw zawiodła aparatura startowa, później minimalny falstart popełniła Wiktoria Grzyb, ale dopuszczono ją do kolejnej powtórki. Udało się ruszyć za trzecim razem. Cimanouska ruszyła jak z katapulty, uzyskała znaczną przewagę. W połowie dystansu Kaczmarek traciła dobre trzy metry, wydawało się, że tym razem nie da rady. Jeszcze na 20 metrów przed metą miała wyraźną stratę, ale kapitalnie finiszowała. Na samej kresce wyprzedziła byłą reprezentantkę Białorusi, ustanowiła nowy rekord życiowy (22,86 s). To ósmy wynik w historii tego dystansu w Polsce. - Fajnie, bo podczas tego falstartu byłam niesamowicie zestresowana, myślałam, że nie wyjdę z bloków. Szkoda, że trochę pogoda nie dopisała i że mam trzy biegi w nogach, bo czas mógłby być jeszcze lepszy - mówiła złota medalistka w TVP Sport. Cimanouska była o trzy setne gorsze, Kotwiła finiszowała trzecia z wynikiem 23,12 s.