Nieprzyjemna sytuacja Polki w Rzymie. To się mogło źle skończyć
Magdalena Bokun w debiucie w lekkoatletycznych mistrzostwach Europy od razu awansowała do finału. Już w pierwszym skoku 28-latka zbliżyła się do rekordu życiowego, ale potem serce jej drżało, bo rywalki zaczęły ją przeskakiwać. Na szczęście odległość 6,65 m wystarczyła do finału.

Magdalena Bokun od lat jest czołową zawodniczką w skoku w dal. Jej największym sukcesem jest srebrny medal wywalczony na Uniwersjadzie.
Nigdy jednak nie startowała w igrzyskach olimpijskich, mistrzostwach świata lub Europy. Aż do teraz. I ten debiut wypadł całkiem nieźle.
Magdalena Bokun pofrunęła do finału
28-latka już w pierwszym skoku w eliminacjach uzyskała wynik 6,65 m. Minimum kwalifikacyjne zostało wyznaczone na 6,70 m, więc wydawało się, że awans będzie formalnością. Tymczasem Polka do samego końca musiała drżeć o miejsce w finale.
Ostatecznie rezultat, jaki osiągnęła, dał jej 11. miejsce. Najlepsza w eliminacjach była Niemka Malaika Mihambo, która uzyskała najlepszy wynik w tym roku w Europie - 7,03 m. Z rywalizacji odpadła druga z naszych zawodniczek Nikola Horowska - 6,46 m.
- Jak skoczyłam 6,65 m, to pomyślałam sobie, że raczej mam pewny awans do finału. Drugi i trzeci skok oddawałam już na pełnej fantazji. Oczywiście skupiałam się, bo chciałam skoczyć dalej, ale nie czułam już żadnej presji. Po trzecim skoku, który był spalony, zorientowałam się, że dziewczyny się rozkręcają, a moja sytuacja robi się coraz mniej ciekawa. Zaczęłam mocno spadać w rankingu i od razu mój oddech zrobił się cięższy. Na szczęście nie wypadałam już poza "12" - opowiadała Bokun.
W czasie ME w Rzymie zbudowano specjalny podest na trybunach, na którym ułożono deski i tam zrobiono skocznię do skoku w dal i trójskoku. Rozbieg przypomina zatem nieco ten z hali i jest mocno sprężynujący. To od razu przełożyło się na niesamowite wyniki w konkurencjach skokowych.
- Rzeczywiście wyniki mówią same za siebie, choć ja na próbnych skokach nie czułam się dobrze. Wierzyłam w siebie i w to, że jestem dobrze przygotowana to w momencie, kiedy zaczęłam robić rozbiegi próbne, nie mogłam się odnaleźć. Trener też nie był zbyt zadowolony. W konkursie jednak wyszło dobrze. Ten pierwszy skok na 6,65 m oddałam na pełnej złości - powiedziała Bokun.
Okazało się, że już na skoczni Polka miała nieprzyjemną sytuację.
Na chwilę przed moim skokiem zobaczyłam, że nie ma mojego znacznika na rozbiegu. Mój plaster został po prostu oderwany. Nie było taśmy w miejscu, które skrupulatnie odmierzyłam. To było dokładnie 41,5 m rozbiegu. Na pełnym skupieniu i w wielkiej złości stanęłam na rozbiegu tak, jak to zapamiętałam. I wyszło 6,65 m. Ktoś chyba czuwał nade mną. Występ w tym finale jest dla mnie wielką nagrodą
Ostatnie lata były dla niej drogą przez mękę
To zawodniczka, która w 2021 roku skoczyła 6,71 m i wydawało się, że jej kariera nabierze rozpędu.
- Po tym skoku miałam rozerwane rozcięgno podeszwowe. W kolejnym roku miałam problemy z prawym ścięgnem Achillesa. W ubiegłym roku z koeli pojawiły się problemy z lewą nogą. Ostatnie trzy lata były dla mnie drogą przez mękę. Miałam już takie chwile, kiedy chciałam odpuścić. Postanowiłam jeszcze spróbować swoich sił w roku olimpijskim i - jak widać - jest super - przyznała Polka.
Od kilku tygodni Bokun trenuje pod okiem Przemysława Radkiewicza. Do końca sezonu halowego pracowała jednak z Robertem Nazarkiewiczem.
Z Rzymu - Tomasz Kalemba, Interia Sport
Zobacz również:
- Natalia Kaczmarek z innej galaktyki. Ciarki na ciele Justyny Święty-Ersetic
- Wielki powrót Polaka. Finał po latach przerwy i "niemiłe zachowanie związku"
- Dyskwalifikacja polskiego nastolatka i sztafeta odpadła. "Takie coś podcina skrzydła"
- Fantastyczny wynik Natalii Kaczmarek. Oto najstarsze rekordy Polski do pobicia

