Niespełna 19-letni Szymański w swoim debiucie na tak dużej seniorskiej imprezie pokazał się z jak najlepszej strony. W półfinale o setną sekundy poprawił rekord życiowy, wskakując na czwarte miejsce w polskich tabelach historycznych w tej konkurencji. Po udanych eliminacjach mówił, że "życiówka" na mistrzostwach świata byłaby spełnieniem marzeń i tego dokonał. - Może nie był to bieg życia, bo uderzyłem w ostatni płotek, ale czułem się wyśmienicie na starcie. Po prostu aż mnie roznosiło - relacjonował. I to też pokryło się z tym, co zapowiadał. Mówił, że rano był trochę spięty, by na dzień dobry nie "dać ciała", ale popołudniu już przewidywał luz. - To wszystko, co mówiłem, się sprawdziło, czyli pojawiła się większa pewność siebie. Generalnie pora ranna nie jest dla mnie, teraz organizm się wybudził i był o wiele szybszy. W porównaniu do 29-letniego Czykiera, który swoim występem w półfinale był rozczarowany, Szymański ma prawo być zadowolony. - Wiedziałem, że na finał są marne szanse i nie ma się co nastawiać, że od razu nie wiadomo co uda mi się zwojować. Zacznijmy od początku. Tym było tutaj dostanie się do półfinału, a może w przyszłym roku już będę meldował się w najważniejszych biegach - zapowiedział odważnie Szymański. Artur Gac z Belgradu