Celem na ten sezon był dla Pii Skrzyszowskiej olimpijski finał. Do tego zabrakło kilku setnych części sekundy. Nasza płotkarka przeanalizowała już wszystko i zapowiedziała zamiany w treningu. - Mam nadzieję, że w tych detalach znajdziemy klucz do tego, by się poprawić - przyznała. Utytułowany polski lekkoatleta został trenerem kadry. Był "cieniem" Piotra Małachowskiego Skrzyszowskiej niewiele zabrakło też do pobicia rekordu Polski na 100 m ppł. Ten od 1980 roku należy do Grażyny Rabsztyn i wynosi 12,36 sek. Lekkoatletka AZS AWF Warszawa pobiegła przed igrzyskami w Paryżu o jedną setną sekundy wolniej. Dwa brązowe medale - halowych mistrzostw świata na 60 metrów przez płotki i mistrzostw Europy na stadionie na 100 metrów przez płotki - to twój dorobek w tym roku. Niewiele, bo tylko jedną setną sekundy zabrakło do rekordu Polski Grażyny Rabsztyn na stadionie. Wreszcie nie osiągnęłaś celu, czyli olimpijskiego finału. Jak ocenisz ten sezon? Pia Skrzyszowska: - Teraz, już na chłodno, mogę uznać ten sezon za udany. Były dwa medale, a do tego zrealizowałam prawie wszystko to, co chciałam. W tym roku nie nastawiałam się na bicie rekordów Polski, choć wiedziałam, że jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, to jest szansa na nie. By poprawić rekord kraju, zabrakło dwóch setnych sekundy. Zabrakło mi też w tym sezonie finału igrzysk olimpijskich. To jest największy niedosyt. Nie czuję jednak teraz smutku z tego powodu. Bardziej kopa motywacyjnego, którego brakowało mi rok temu. Teraz chce mi się trenować, choć miałam z tym problemy. To jest dobry znak. W tym sezonie było kilka momentów, które sprawiły, że martwiliśmy się o ciebie. Mam tu na myśli różne urazy, z jakimi się borykałaś. - To efekt dochodzenia do coraz wyższego poziomu. Organizm wówczas ma większe obciążenia. Trudniej jest biegać 12,30 sek., niż 12,80 sek. To zatem normalne, że kontuzje się pojawiają. W tym roku na szczęście nie walczyłam z niczym poważnym. Jeśli tylko coś mi dolegało, to po prostu dmuchaliśmy na zimne, bo to był jednak rok olimpijski. Nie było to dla mnie trudna decyzja, kiedy na chwilę trzeba było przystopować z treningiem albo zrezygnować ze startów. Czasami trzeba zrobić krok w tył, by nie stanąć w miejscu na zbyt długo. Na igrzyskach olimpijskich zrobiłaś wszystko, co mogłaś, by być w tym finale? A może wydarzyło się coś, co zaważyło na tym, że zabrakło cię z nim? - Teraz na pewno nic bym nie zmieniła. Myślę, ze ten rok był dobrze przemyślany. Na igrzyskach była walka, jak na każdych zawodach. Po prostu raz wyjdzie, a raz nie wyjdzie. Zabrakło kilku setnych części sekundy. Pobiegłam na tyle, na ile mogłam tego dnia. Zabrakło jednak. Wyśrubowałaś bardzo już swoje wyniki i teraz będzie coraz trudniej się poprawiać. Gdzie widzisz jeszcze swoje rezerwy? - Po igrzyskach zobaczyliśmy wiele błędów i niedociągnięć technicznych, które można poprawiać. To są naprawdę detale, ale one właśnie mogą dać mi progres. Wiem, że mój tata, który jest moim trenerem, ciągle szuka i próbuje. Dlatego pewnie zmienimy trochę rzeczy w treningu. I mam nadzieję, że w tych detalach znajdziemy klucz do tego, by się poprawić. Po sezonie olimpijskim ruszyłaś w świat. To były udane wakacje? - Spędziłam trzy tygodnie na wakacjach w Wietnamie, Malezji i Singapurze. Wybrałam się z tam z siostrą. To był intensywny czas i strasznie szybko minął. To było coś innego, niż tylko zwykłe wakacje. Było dużo przygód i zabawnych sytuacji. To chociaż jedna z tych historii? - Płynęłyśmy łódką w jaskini. Przed nami jedna z takich łodzi się wywróciła i ludzie wylądowali w wodzie. Na szczęście nikomu nic się nie stało, ale byłam przerażona, bo mówili, że to jest bardzo bezpieczne. Nie ukrywam, że potem trochę się bałam, choć wszyscy zostali uratowani. Ciekawie było też na krętych drogach, kiedy motory przejeżdżały centymetry od ciężarowych samochodów. Brzmi to niebezpiecznie, ale tam na motorach przewożą wszystko. Z wykorzystaniem tego środka transportu można się nawet przeprowadzić. Tyle można przewieźć motorem. Sama byłam w szoku. Ruch uliczny w tamtej części świata nie jest dla mnie, bo jest bardzo skomplikowany. Tam chyba nie ma zbyt wielu przepisów (śmiech). Bardzo fajnie się na to patrzyło z pozycji pieszego. Jakie masz plany na sezon halowy? - Mam takim plan, by wystąpić zarówno w halowych mistrzostwach Europy, jak i halowych mistrzostwach świata. Zobaczymy jednak, jak będę biegała w sezonie. Do mistrzostw świata w Tokio jest mnóstwo czasu, bo te są dopiero we wrześniu, więc dwie imprezy halowe nie są dla mnie przeszkodą. Lubię taki układ, kiedy impreza główna kończy sezon, bo po niej często czuję się tak, jakby odcięło mi prąd. Teraz koncentracja będzie zatem do końca sezonu. Notował - Tomasz Kalemba, Interia Sport