Alvaro Martin był bowiem w swojej szczytowej formie - w ciągu niespełna dwunastu miesięcy wywalczył dwa złote medale w mistrzostwach świata w Budapeszcie - na 20 i 35 km, a później brąz olimpijski w Paryżu na 20 km oraz złoto w zmaganiach sztafet mieszanych na dystansie maratonu. Wspólnie z niesamowitą Marią Perez wygrali zmagania przed znakomitym duetem z Ekwadoru, prowadzonym przez Briana Pintado. A Polacy stracili do nich 10 minut. Rok wcześniej zaś, gdy w stolicy Węgier Hiszpan sięgał po indywidualny dublet, rady nie dał mu nasz Dawid Tomala, mistrz olimpijski na 50 km z Tokio, a właściwie - z Sapporo. Polak zszedł z trasy, Martin pokonał na finiszu właśnie Pintado. Mistrz świata, mistrz olimpijski. Po studiach prawnych i naukach politycznych. Kolejne wyzwania wykraczają poza lekkoatletykę Hiszpan był zawodnikiem znanym i cenionym w środowisku, w 2018 roku w Berlinie, a cztery lata później w Monachium wygrywał złote medale w zmaganiach na 20 km. No i tworzył świetny duet w rywalizacji sztafet mieszanych z Marią Perez, bo przecież złoto wywalczone na ulicach Paryża nie było ich pierwszym sukcesem. Z drugiej jednak strony aż do tego roku nie miał tego sukcesu olimpijskiego, choć przecież debiutował w igrzyskach już jako 18-latek w Londynie. Najbliżej był w Japonii, skończył na czwartej pozycji rywalizację na 20 km, złoto "wziął" wtedy Włoch Massimo Stano. A teraz we Francji Martin stoczył z nim piękną walką o indywidualny brąz - i ją wygrał. Co więc zadecydowało o nagłej decyzji 30-latka, który jest w najlepszym wieku dla chodziarza? W Paryżu o tym nie mówił, wszystko rozstrzygnęło się kilka tygodni później. - Mam mieszane uczucia smutku i szczęścia, ale chcę przejść na emeryturę wtedy, gdy jestem na szczycie - powiedział, a jego słowa cytuje serwis World Athletics. I dodał, że chce skupić się na rzeczach, które "wykraczają daleko poza lekkoatletykę". A ma tytuły naukowe z zakresu nauk politycznych i prawnych. Swoją decyzję ogłosił podczas ceremonii, w której odebrał wysokie odznaczenie prowincji Estremadura, leżącej w zachodniej części kraju. - Nie sądzę, bym był stworzony do bycia mistrzem świata czy mistrzem olimpijskim. Nie miałem takich cech, których nie mają inni, to praca, poświęcenie i trochę szczęścia. Najważniejsze dla mnie było to, że pokazałem coś innym. Że można dostać się na szczyt pochodząc z małego miasteczka, a te sportowe osiągnięcia połączyć jeszcze ze studiami - zakończył. Jego decyzja oznacza, że za rok w Tokio nie będzie bronił złotych medali w mistrzostwach świata.