Wira Krepkina była dwukrotną mistrzynią Europy w sztafecie 4x100 m (1954 i 1958) w barwach ZSRR. Zdobyła też srebrny medal ME w biegu na 100 m. Największy jednak sukces osiągnęła w igrzyskach w Rzymie. Tam wygrała dosyć niespodziewanie konkurs skoku w dal, bijąc przy okazji rekord olimpijski 6,37 m. Złoto olimpijskie dzięki Elżbiecie Krzesińskiej Po czterech kolejkach konkursu w Rzymie na prowadzeniu była Krzesińska z wynikiem 6,27 m, ale sama odebrała sobie złoty medal. Krepkina dysponowała wspaniałą szybkością, jednak miała duże braki w technice. Krzesińska udzieliła koleżance przyspieszonej lekcji skakania w dal i przyniosła ona wyniki niespodziewane. Krepkina skoczyła 6,37 m i z odległego miejsca wysunęła się na prowadzenie. Dzisiaj zapewne Krzesińska za ten gest byłaby kandydatką do nagrody Fair Play. "Zwycięstwo osiągnięte z myślą, że przegrał ktoś lepszy, nie jest nic warte" - powiedziała po konkursie Krzesińska dziennikarzom. - Inne zawodniczki w skoku w dal nie traktowały mnie poważnie. Nie miałam perfekcyjnej techniki: po prostu biegałem, ale rzadko trafiałam w belkę. W końcu jednak to mi się udało i poleciałam - tak Krepkina wspominała swój występ, podkreślając znakomite przygotowanie gimnastyczne. Mistrz olimpijski wystartuje w Polsce. To będzie dla niego ważny sprawdzian Nie medale, a pomoc sierotom była dla niej najważniejsza Dziwnym zbiegiem okoliczności Krepkina otrzymała numer startowy 159, a jej wzrost również wynosił 159 cm. Po igrzyskach numer ten zdobił ścianę jej mieszkania w Kijowie. Krepkina nie obnosiła się jednak ze swoimi sukcesami. Pewnego razu podczas powitania z okazji swoich 80. urodzin powiedziała: - Zdaję sobie sprawę, że ludzie są ze mnie dumni. Ale nadal nie wiem, dlaczego miałabym być z siebie dumna. Dodała też, że jej najważniejszym osiągnięciem w życiu nie były medale, ale pomoc, jakiej wraz z mężem udzielała sierotom. Wychowywała je wraz z mężem i pomagała im znaleźć miejsce w ośrodkach oraz dobrą pracę. Robiła wszystko, by ułożyć im życie jak najlepiej.