Ewa Swoboda zdobywała medale w najważniejszych imprezach w hali, ale tam przecież biega się nie na 100, a na 60 metrów. Fachowcy powtarzali, że ma kapitalny start i moc, ale nie całym dystansie. I dlatego w hali jest w stanie rywalizować z Amerykankami, ale na stadionie - już jednak do nich traci. I stąd brak medalu na najważniejszych imprezach światowych. Ten brak krążka z mistrzostw Europy musiał jednak boleć. Ewa Swoboda w finale sprintu. Z czwartym czasem wśród półfinalistek W Rzymie 26-letnia sprinterka AZS AWF Katowice była uważana za jedną z faworytek. Może nie tę największą, bo jednak Dina Asher-Smith wielokrotnie była szybsza od naszej gwiazdy, ale do podium - jak najbardziej. Ewa pokazała już kapitalną dyspozycję w półfinale, 11.02 s, zwalniając na końcu - to dawało do myślenia. I nie miało znaczenia, że Asher-Smith zeszła nieznacznie poniżej 11 sekund, a Patrizia van der Weken i Zaynab Dosso pobiły rekordy Luksemburga i Włoch, z lepszymi czasami od Swobody. One walczyły do samej kreski, Polka nie musiała. W finale zaś miało obowiązywać zupełnie nowe rozdanie, decydowały najmniejsze detale, lepszy start. No i większa moc. Swoboda znalazła się na piątym torze, między Van der Weken i Dosso. Nie było to optymalne rozwiązanie, Asher-Smith, na trzecim torze, była jednak za Włoszką, patrząc od strony Polki. Było jasne, że tu po złoto trzeba pobiec poniżej 11 sekund, i to raczej wyraźnie. Jak w zeszłym roku w Budapeszcie, gdzie Swoboda była szóstą sprinterką świata. Albo i jeszcze szybciej. Może zmierzyć się z 38-letnim rekordem Polski Ewy Kasprzyk (10.93 s). Falstart Kambundji, a Swoboda jakby zaspała. W powtórce nie było dużo lepiej. Później zaś leciała A Polka spóźniła start, nie była nawet w czołówce tuż po starcie. Okazało się jednak, że Mujinga Kambundji ruszyła za wcześnie, powinna zostać za to wyrzucona z finału. Różnica reakcji była jednak za wyraźna, a zobaczyła tylko żółtą kartkę. W drugiej próbie start Polki też jednak był daleki od ideału. Później jednak biegła wspaniale, odrobiła straty do Dosso, która z bloków ruszyła, jakby coś ją tam wybiła. Minimalnie z przodu była Asher-Smith, za nią kilka biegaczek finiszowało całą ławą. Swoboda o cztery tysięczne pokonała Włoszkę Dosso, teoretycznie o jedną setną, ale faktycznie może nawet o zaledwie sześć czy siedem tysięcznych była lepsza od van der Weken. I to dało Polce srebro - pierwszy indywidualny medal wielkiej imprezy na powietrzu. - Chyba dałam z siebie wszystko. Jak Mujinga zrobiła falstart, to pokazywali na mnie, zestresowałam się. A teraz jestem szczęśliwa. Myślałem, że to będzie brąz, bo jak zobaczyłam czasy po półfinałach, to byłam w szoku. Przecież to mistrzostwa Europy, a nie świata - powiedziała Polka w TVP Sport.