24-latka, która w wielkim stylu w ubiegłym roku stała się etatowym "Aniołkiem", czyli wywalczyła sobie miejsce w kadrze 400-metrówek, miała mieszane uczucia. - Zaczęłam chyba za wolno, ale nie czułam, że mogę szybciej, choć naprawdę się starałam. Jednak pierwszy taki bieg za mną i mam nadzieję, że właśnie zebrałam doświadczenie. To na pewno nie jest zły wynik, zabrakło mi jednego miejsca. Przeciwnie, uważam że to bardzo dobry rezultat - oceniła swój występ podopieczna trenera Marka Rożeja. Natalia Kaczmarek: W ogóle nie umiałam odnaleźć się w tym biegu Początkowo szalone tempo narzuciły dwie gwiazdy, Jamajka Stephenie Ann McPherson i Holenderka Femke Bol. - Mnie bardziej zaskoczyły dziewczyny z tyłu, to znaczy, że wybiegły. I po tym ja trochę jakby się zagubiłam, bo chyba się tego nie spodziewałam. Cały czas biegłam też po drugim torze, więc może też przez to bardziej mnie "odcięło". W ogóle nie umiałam się odnaleźć w tym biegu - przyznała Kaczmarek. Na koniec dodała, że na pewno czuje pewne rozgoryczenie i żal. Dlaczego? - Myślę, że to jeden z moich wolniejszych startów w tym sezonie. A poza tym, jak już powiedziałam, nie czułam się zmęczona. Po prostu noga mi nie "podawała", co może było pochodną pierwszego startu w eliminacjach - stwierdziła Kaczmarek, teraz już nastawiając się na start w sztafecie 4x400 m. Lekkoatletka odniosła się jeszcze do nawierzchni. Teraz, przy szybszym biegu, mogła ją bardziej przetestować i tylko utwierdziła się, że to nie jej "bajka". - Ta nawierzchnia zupełnie mi nie leży. Przede wszystkim dlatego, że są bardzo dziwne zbiegi. W Toruniu bardzo mocno je wykorzystuję, tam mocno się napędzam. A tutaj tego w ogóle nie było. Poza tym jest bardzo miękka, czego też nie lubię. Wolę twardsze podłoże, lecz jakoś inni dali radę - uśmiechnęła się. Artur Gac z Belgradu