- Jest bardzo blisko, trochę szkoda, że się nie udało, ale to nie był mój ostatni bieg w sezonie i mam nadzieję, że uda się pobiec jeszcze szybciej - powiedziała tuż po starcie Natalia Kaczmarek. W Toruniu szybsza od niej okazała się tylko Femke Bol, która wynikiem 50,64 osiągnęła najlepszy w tym roku czas na świecie. Na razie Holenderka jest poza zasięgiem Polek, ale Kaczmarek ma nadzieję, że kiedyś to się zmieni. - Ona jest zawodniczką wielkiej klasy, pobiegła w Toruniu najlepszy wynik na świecie. Jest jeszcze przede mną, aczkolwiek do 300. metra się jej trzymałam i mam nadzieję, że następnym razem będę się trzymać dłużej - stwierdziła polska biegaczka. Czytaj także: Wielka przemiana Ewy Swobody Choć obecnie legitymuje się drugim wynikiem w kraju, po rekordzistce Polski Annie Kiełbasińskiej, wciąż musi walczyć o indywidualny start podczas halowych mistrzostw świata w Belgradzie. Minimum uzyskały bowiem aż cztery nasze zawodniczki, a wystartować mogą tylko dwie. - Nadal nie jestem pewniakiem. Justyna była tylko 0,25 sekundy za mną, Ania jest 0,05 przede mną, ale nie miałyśmy okazji rywalizować bezpośrednio, więc tak naprawdę nikt nie może być pewien wyjazdu i to się rozstrzygnie dopiero na mistrzostwach Polski. Przed mityngiem w Toruniu okazało się, że Kiełbasińska, z powodu urazu, nie wystartuje w Copernicus Cup. Kibice zaczęli się niepokoić, że może to uniemożliwić jej występ w Belgradzie, ale Natalia Kaczmarek uspokoiła nieco nastroje. - To bardzo delikatny uraz, jest jeszcze trochę czasu, a ona już udowodniła, że potrafi wychodzić z kontuzji bardzo dobrze, więc myślę, że sobie poradzi bez problemu.