Finałowa rywalizacja na 400 metrów kobiet kończyła drugi dzień 99. Mistrzostw Polski w Lekkiej Atletyce. Miała być wisienką na torcie całodniowych zmagań, starciem znakomitej w tym sezonie Natalii Kaczmarek z innymi zawodniczkami, tworzącymi jedną z najlepszych na świecie sztafet. Tyle że wielkie rywalki eksportowej specjalistki od jednego okrążenia po kolei się wycofywały. Z różnych powodów zabrakło na starcie: Justyny Święty-Ersetic, Małgorzaty Hołub-Kowalik, Anny Kiełbasińskiej i Igi Baumgart-Witan. Z tej wielkiej sztafety została więc tylko Kaczmarek, no i jeszcze wracająca do rywalizacji po wyleczeniu ciężkiej kontuzji Patrycja Wyciszkiewicz-Zawadzka. Obie, z różnych powodów, były bohaterkami wieczoru. Złoto dla Natalii Kaczmarek, dla niej był to "taki mocniejszy trening" Natalia Kaczmarek wygrała złoto z łatwością, nie musiała się nawet jakoś specjalnie rozpędzać na ostatniej prostej. Ona ma w Gorzowie też inny cel - chce nie tylko złota na 400 metrów, ale też na 200 m. To nietypowy dla niej dystans, ale że ma odpowiednią prędkość, pokazywała już wielokrotnie. W piątek przed południem startowała w eliminacjach na tym dystansie, pewnie je wygrała, pobiła rekord życiowy (23,08 s). W sobotę czeka ją finał, zapewne trudniejszy niż w biegu na całe okrążenie. Dziś biegła za Popowicz-Drapałą, która, jako specjalistka od krótszych dystansów, ruszyła bardzo mocno. Niczym Lieke Klaver w Diamentowej Lidze, która napędza zwykle polską gwiazdę. Jeszcze na wyjściu na ostatnią prostą obie były mniej więcej równo, później Kaczmarek lekko przyspieszyła i zdobyła złoto. Czas był daleki od rewelacji, 51,86 s, ale dziś to nie miało znaczenia. - Raczej był to bieg na luzie, nie jestem wyczerpana. Jutro czeka mnie finał na 200 metrów, dziś też biegłam ten dystans, więc 400 metrów potraktowałam treningowo. Nie ujmując nic dziewczynom, bo zachowywałam czujność. Teraz powalczę na krótszym dystansie, a pobiłam życiówkę w niełatwych warunkach - mówiła w TVP Sport tuż po biegu. Wielkie szczęście Patrycji Wyciszkiewicz-Zawadzkiej. Przeszła przez piekło, zdobyła medal Popowicz-Drapała nieco osłabła na ostatnich kilkudziesięciu metrach, ale wywalczona wcześniej przewaga wystarczyła jej do utrzymania drugiej pozycji. A brąz niespodziewanie dla Patrycji Wyciszkiewicz-Zawadzkiej, 29-letniej zawodniczki OŚ AZS Poznań, która wróciła do rywalizacji po długiej przerwie, ciężkiej kontuzji i trzech operacjach. Zdołała wyprzedzić Alicję Wronę-Kutrzepę, a na mecie zalała się łzami. Dla niej, wielokrotnej medalistki najważniejszych imprez, członkini słynnych "Aniołków Matusińskiego", ten medal był niezwykle istotny. Była już mistrzynią Polski w 2015 roku, ostatni brąz na 400 m zdobyła siedem lat temu. Gdy przyszło jej rozmawiać z red. Aleksandrem Dzięciołowskim z TVP Sport, mocno się wzruszyła, poleciały łzy. Ledwie 50 minut wcześniej wywalczyła awans do finału 800 metrów, na tym dystansie chciała się w tym roku skupić. Zrobiła to po zaciętym finiszu, bo 19-letnia Julia Gruchała ani myślała odpuścić walkę o drugą pozycję. - Po wczorajszym dniu byłam załamana, po dzisiejszym tak się niesamowicie cieszę, to coś niesamowitego - powiedziała Patrycja Wyciszkiewicz-Zawadzka. - Po tych 800 metrach wszystko było OK, ale jak przed startem finału 400 m zrobiłam dwa 40-metrowe rytmy, to powiedziałam trenerowi, że nogi mam na śmietnik - mówiła. I na takich nogach sięgnęła po medal.