Natalia Kaczmarek zajęła trzecie miejsce w finale biegu na 400 metrów w igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Polka na ostatniej prostej stoczyła zacięty bój z Irlandką Rhasidat Adeleke, choć mniej zacięty, niż w czasie mistrzostw Europy w Rzymie. 26-latka przebiegła dystans jednego okrążenia w czasie 48,98 sek. Wygrała Marileidy Paulino z Dominikany, która pobiła rekord olimpijski - 48,17 sek. Druga była Salwa Eid Naser z Bahrajnu - 48,53 sek. Natalia Kaczmarek z sensacyjnym wyznaniem tuż za metą. "Nie wiem, czy w ogóle...". Już po rozmowie z trenerem Marek Rożej: Wiedziałem, że rywali są piekielnie mocne. Natalia była w "kleszczach" Tomasz Kalemba, Interia Sport: Jak przeżywałeś ten bieg? Marek Rożej: - Nie wiem. Jak są już gdzieś filmiki, to pewnie je obejrzę. Nawet nie wiem, jak to wyglądało, takie były emocje. Nie mieliście żadnych problemów przed tym finałem, bo po półfinale Natalia narzekała na problemy żołądkowe. - Ze zdrowiem wszystko było w porządku. Tego się nie obawialiśmy. Te problemy żołądkowe, to była jej reakcja organizmu na wysiłek w półfinale. Ten bieg nie był idealny od strony taktycznej. Mocno odbiegał od ideału. Przez to kosztował Natalię dużo sił. Tempo było zrywane. Ona 200 metrów pobiegła bardzo dobrze. Natomiast kolejną setkę mocno przespała. Później raz szarpnęła i myślała, że to wystarczy. Brytyjka ją jednak skontrowała. I znowu musiała odpowiedź. W tym biegu każda zmiana rytmu kosztuje mnóstwo sił. Przez to ten bieg kosztował ją nadspodziewanie dużo sił w stosunku do wyniku. Jak już przyszła na rozgrzewkowy stadion, to wszystko było w porządku. Jaka była taktyka na finał, bo Natalia była w ciekawej sytuacji. Przed nią biegłą Salwa Eid Naser, a za nią Marileidy Paulino. - Miałem przeanalizowane czasy tych dwóch najgroźniejszych rywalek. Wiedziałem, że są piekielnie mocne. Natalia była w "kleszczach". Między nimi. Cel był taki, by rozpoczęła w swojej komfortowej prędkości. Spodziewaliśmy się, że Naser ucieknie i to bardzo mocno. Powiem więcej, spodziewaliśmy się, że Paulino pójdzie jeszcze mocniej i że szybciej dogoni Natalię. Ona miała biec 250 metrów w swoim rytmie, nad którym pracowaliśmy przez ostatnie dwa sezony. I tak też zrobiła. Pobiegła bardzo mocno, ale tak, by czuć się komfortowo. Dopiero na 150 metrów, kiedy widziała, jak się to wszystko zrównuje, miała podjąć walkę. Na ostatniej prostej znowu - jak w Rzymie - spotkała się z Adeleke. I po raz kolejny udowodniła, że na ostatniej prostej, kiedy wychodzi z kimś na równi, to nie przegrywa. Byłeś spokojny o finisz? - Na pewno byłem bardziej spokojny niż w Rzymie. Tam była walka do ostatnich metrów. Miałem bardzo dobre miejsce na trybunach i widziałem na 70 metrów do mety, że biegnie bardzo mocno i rytmicznie. Miała pod nogą i wiedziałem, że odeprze ten atak. Natalia nie wystąpiła w sztafecie mieszanej, co ogłosiliście już wcześniej. W igrzyskach nie pobiegnie też w sztafecie kobiecej, bo nasze panie odpadły. Nie mogła wystąpić w eliminacjach, bo te odbywały się w dniu finału. Jest wam źle z tego powodu? Byliście trochę egoistami, ale finalnie okazało się, że to był dobry wybór. Nie spotykały was w związku z tym nieprzychylne komentarze. - Myślę, że nie było żadnych komentarzy. Do mnie nic nie dochodziło. Wszyscy zaakceptowali tę decyzję. Na pewno ci, którzy biegali w mikście, to było im trochę smutno, bo brak Natalii był jednak sporym osłabieniem miksta. Wszyscy też wiedzieli wcześniej, że rezygnujemy z miksta. To nie było z dnia na dzień i nie było pod wpływem chwili. To była przemyślana decyzja. Byliśmy mocno zafiksowani an to, żeby zdobyć medal na igrzyskach. Wiedzieliśmy, że ten poziom będzie kosmiczny i że rywalek do medalu będzie 8-10. Chciałem wyeliminować jakiekolwiek ryzyko, że przez dodatkowe zmęczenie mogłaby stracić taką szansę. Nigdy się tego nie dowiemy, ale być może za bieganie miksta zapłaciły Femke Bol i Lieke Klaver. Takie są moje przypuszczenia. Wyrastasz na jednego z najwybitniejszych polskich trenerów. Natalia pod twoimi skrzydłami zdobyła wszystkie kolory medali olimpijskich. - Wybitnych trenerów w Polsce było i jest bardzo wielu. Nie czuję się wybitnym. Czuję się zadowolonym i niesamowicie szczęśliwym. Medal olimpijski w konkurencji biegowej i to jeszcze sprinterskiej, to jest coś wielkiego. Ja już zdaję sobie sprawę. Im dalej będzie od tych igrzysk, tym wartość tego medalu będzie większa. Ten projekt zaczęliście osiem lat temu. W jakiś sposób się wypalił? A może on się kończy i zaczynacie coś nowego, czy to będzie kontynuacja? - Z mojej strony nie ma żadnego wypalenia i zmęczenia. W dalszym ciągu mam bardzo dużą motywację. Przed takimi zawodami, jak dziś, motywacje jeszcze rośnie. Chęci do pracy są jeszcze większe. Z Natalią jestem już po kilku rozmowach na ten temat. Deklarowała, że do przyszłych igrzysk będzie chciała trenować. Na takim samym, jak nie wyższym poziomie. Natalia wspominała coś o tym, że w najbliższych sezonach może częściej pojawiać się na 200 metrów. - Taki jest plan. To nawet już jest ustalone. Mieliśmy wieloletni program przygotowań do igrzysk w Paryżu. Tak samo mam już w głowie zarys planu do kolejnych igrzysk. Mamy już przegadane, że odpuścimy nieco kolejny sezon. Chcemy zejść z obciążeń, żeby ten organizm nieco odpoczął. Chcemy tym samym, by poprawiła się jeszcze szybkościowo. Dlatego skupimy się na krótszych dystansach, by najbliższy sezon nie był tak obciążający fizycznie. Nie planujemy zatem aż takiej liczby startów na 400 metrów. W Paryżu - rozmawiał Tomasz Kalemba, Interia Sport