Justyna Święty-Ersetic ma za sobą bardzo trudne miesiące. Dla niej sam przyjazd do Rzymu i start w półfinale biegu na 400 metrów był już sukcesem. Bieganie znowu ją cieszy i to najważniejsza wiadomość. Może niebawem dojdą do tego szybkie biegi, bo jedno przełamanie już miała. Finisz imienia Natalii Kaczmarek. Oszczędny bieg, końcówki można się było spodziewać Justyna Święty-Ersetic: znałam swoje miejsce w szeregu Teraz Święty-Ersetic może spokojnie szykować się do rywalizacji sztafet. - Nie było tak najgorzej, bo nie ścięło mnie aż tak bardzo. Po prostu zabrakło na dystansie siły i mocy. Coś nie zagrało, ale cieszę się, że byłam w półfinale, bo jeszcze miesiąc temu nie sądziłam, że wystartuje w mistrzostwach Europy. Dlatego powinnam się cieszyć teraz z tych małych rzeczy - powiedziała Święty-Ersetic. Widać, że nasza sprinterka ustabilizowała się na poziomie 52 sekund. To może nie jest rewelacja, ale na pewno jest z czego odbijać. Zapytana o to, czy nie zastanawiała się nad wycofaniem z półfinału, odparła: - Nie miałam żadnych wątpliwości. Chciałam startować. Wątpliwości były przed przyjazdem do Rzymu. Znałam bowiem swoje miejsce w szeregu. Wiedziałam, że bardziej będę toczyła walkę sama ze sobą. Dla mnie to też fajna forma treningu. W poniedziałkowym finale biegu na 400 m (10 czerwca, godz. 21.50) wystąpi Natalia Kaczmarek, która miała trzeci czas półfinałów. - Będę trzymała kciuki za Natalię. Jest faworytką i wierzę, że będzie na najwyższym stopniu podium - zakończyła Święty-Ersetic. Z Rzymu - Tomasz Kalemba, Interia Sport