Duszyński, który rozkochał w sobie kibiców podczas tokijskich igrzysk, ciężko łapał powietrze, udzielając wywiadu w strefie mieszanej. Widać było, że bieg w Arenie Toruń kosztował go sporo sił. Dopytany przez dziennikarza Interii, co dokładnie budziło jego niepokój w dwóch wcześniejszych biegach, przeszedł do konkretów. Kajetan Duszyński był zaniepokojony. Źle zniósł nową metodę - Przede wszystkim to, że ostatnia setka była dość wolno przebiegnięta. Zawsze mierzę sobie czasy z nagrań, porównując do innych biegów i bardziej niż czas zaniepokoiło mnie to, że na końcu brakowało mi sił pomimo niezbyt szybkiego początku. Jednak tym razem było trochę inaczej, taki mam odczucia, a zobaczę jeszcze, jak na spokojnie porównam czasy - dzielił się Duszyński. Gdyby obserwacje 27-latka miały mieć odzwierciedlenie w następnych startach, wówczas mógłby to być niepokojący sygnał związany z wykonaną pracą oraz położonymi akcentami w okresie przygotowawczym. - Tak, tak... Natomiast trzeba powiedzieć, że w tej chwili wychodzę z dołka po tym, jak w styczniu mieliśmy obóz z hipoksją w Spale. Dla mnie to była nowa metodą, którą testowałem, więc na ten trening również mogłem inaczej zareagować. Osobiście dosyć źle poczułem się po tym zgrupowaniu, więc pierwsze starty szły właśnie ze wspomnianego dołka. Myślę, że teraz dyspozycja jest już wznosząca - analizuje Duszyński. Jeśli analityczne oko nie zawiedzie naszego lekkoatlety, sytuacja zmieni się bardzo szybko. - Twierdzę, że jest to tak naprawdę kwestia jeszcze tygodnia, czyli łącznie potrwa kilka tygodni, jak przeważnie opisują fizjolodzy powrót organizmu po superkompensacji. Samo to, że właśnie w Toruniu biegło mi się już swobodniej. Ufam trenerowi, że dobrze trafi z moją formą - uśmiechnął się podopieczny trenera Krzysztofa Węglarskiego.