Wojciech Nowicki w pierwszej serii spalił rzut. W drugiej uzyskał 76,32 m. W kolejnej chciał rzucić minimum, ale popełnił błąd. Ostatecznie zajął dopiero piąte miejsce w swojej grupie. W niej poza granicę 77 m rzuciło tylko dwóch zawodników - Kanadyjczyk Rowan Hamilton, który wynikiem 77,78 m ustanowił rekord życiowy, oraz Ukrainiec Mychajło Kochan. Polka dostała zgodę na start w Paryżu. Minął miesiąc, liczyła na inną historię Wojciech Nowicki nie był sobą. "Sam sobie jestem winien" - Tak bywa. Trzeba się przyzwyczajać do tego, że będzie coraz ciężej. Szkoda, że zbyt zachowawczo podszedłem do eliminacji. Moje rzuty były wolne i to się przełożyło na takie wyniki - tłumaczył Nowicki. Nowicki podkreślał, że na Stade de France przyjechał z jasnym celem. Chciał w pierwszym rzucie uzyskać wymagane minimum na finał. - Szkoda, że przeciągnąłem ten pierwszy rzut. Skleiła mi się ręka z rękawicą, bo nałożyłem klej. Gdybym normalnie wypuścił młot, to byłoby minimum. Co jednak zrobię. Po prostu miałem gorszy dzień. To były takie flaki z olejem. Nie będę się usprawiedliwiał, bo sam sobie jestem winien i sam sobie zrobiłem problem. Tak wolno rzucałem. Bez życia, bez ikry - dodał. Nasz mistrz podkreślał, że jest gotowy na dalekie rzucanie. Wie też doskonale już, co zrobić, by dobrze ustawić się w kole. Był też pod wrażeniem tego, że już na eliminacjach zasiadło około 70 tysięcy widzów. - Ten pełny stadion robi niesamowite wrażenie. To się rzadko spotyka - zakończył. Z Paryża - Tomasz Kalemba, Interia Sport