Eliminacje pchnięcia kulą panów były pierwszą konkurencją Mistrzostw Europy w Monachium. Od poprzednich zawodów minęły aż cztery lata, bo pandemia uniemożliwiła walkę lekkoatletów dwa lata temu w Paryżu, a właśnie rywalizacja kulomiotów dostarczyła nam wtedy ogromu radości. Michał Haratyk w stolicy Niemiec wywalczył bowiem złoto, a Konrad Bukowiecki srebro. Wtedy pchali w finale ponad 21,5 m - w tym sezonie do takich wyników się dotąd nie zbliżyli. Wielkie nerwy Konrada Bukowieckiego Obaj nasi faworyci znaleźli się w jednej grupie, Bukowiecki pchał jako drugi w stawce. I pierwszy rzut mu nie wyszedł, bo wynik 18,97 m to daleko od oczekiwań Polaka. W drugim było jeszcze gorzej - nie był w ogóle mierzony. Wicemistrzowi Europy została więc ostatnia szansa i tym razem pchnął kulę na odległość 20,96 m. To oznaczało pewny awans i miejsce w czołówce. Mam nadzieję pokazać się wieczorem z dobrej strony - mówił w TVP Sport Bukowiecki. I żałował, że jego kula znów nie została dopuszczona do rywalizacji - pożyczał więc kulę od Michała Haratyka, która jest o 5 mm większa. - Nie mogłem trafić już w rzutach rozgrzewkowych. Udało się w ostatniej próbie i mam nadzieję, ze tak będzie dalej - dodał. Michał Haratyk pchnął niemal tak samo daleko Michał Haratyk poprawiał się z każdą próbą, a rywalizację skończył niemal z takim wynikiem, jak Bukowiecki. Zaczął od 19,90 m, po czym poprawił się na 20,26 m, co już praktycznie dawało mu awans. A w trzecim podejściu uzyskał 20,85 m - to był czwarty wynik w stawce. Odpadł za to Jakub Szyszkowski, który zajął przedostatnie, 21. miejsce w stawce. Uzyskał zaledwie 19,19 m. Ogromne problemy miał też jeden z głównych faworytów do złota - Serb Armin Sinančević. Spalił dwie pierwsze próby, a w trzeciej uzyskał... 21,82 m! To jego najlepszy wynik w tym roku i jeśli powtórzy ten wyczyn także wieczorem, zdobędzie pewnie medal. Nie zawiódł też Tomáš Staněk - Czech od razu pchnął na 21,39 m, uzyskał odległość kwalifikacyjną i mógł się ubrać w dres. Finał dziś wieczorem - początek o godz. 20.58.