Dopytana przez wysłannika Interii Swoboda, więcej opowiedziała o niespodziewanych problemach. Ewa Swoboda ma problem, ale rozładowuje emocje. "Przynajmniej będziemy chude na starcie" - Dolegliwości zaczęły się dopiero dzisiaj, razem z Madzią Stefanowicz (także awansowała do półfinału, podobnie jak Martyna Kotwiła - przyp. AG) trochę cierpimy. W każdym razie nic takiego podejrzanego nie jadłyśmy. Ale.. przynajmniej będziemy chude na starcie - parsknęła śmiechem najlepsza polska sprinterka. Jak sportsmenka zamierza sobie dalej pomóc? - Zjadłam już No-Spę, teraz może przydałaby się Smecta. Fuj... - aż się skrzywiła. Podopieczna trenerki Iwony Krupy ma stuprocentową skuteczność w mistrzostwach Europy w hali, wszędzie tam, gdzie startuje, zdobywa medale i notuje znakomite wyniki. - Forma jest, a czy na dobre wrócę na dobre tory, to zobaczymy. Myślę, że wszystko będzie dobrze, choć nie ma co wieszać medalu na szyi, jeśli go jeszcze się nie wywalczyło. W końcu wszystko może się, tfu tfu, wydarzyć - odpowiedziała już całkiem poważnie. Swoboda dodała, że bieżnia w Stambule bardzo jej odpowiada. - Bloki są spoko, nie takie zwymyślane, jak w niektórych miejscach, typu dziwnie wygięte. Tory plus szybka bieżnia, a do tego będzie z kim biegać - zaznaczyła zawodniczka KS AZS AWF Katowice, mając na myśli przede wszystkim największą faworytkę do złota, Mujingę Kambundji. - Podejrzewam, że na wygraną trzeba będzie pobiec poniżej 7.10-7.05. Wszystko zależy, w jakiej formie jest Kambundji. Przed Polkami niedługi odpoczynek, bo rywalizacja na 60 m rozstrzygnie się jeszcze dzisiaj. Początek półfinałów o 17:05, z kolei finał o 19:45. - Dlatego długo z wami nie porozmawiam. Teraz idę się wykąpać, zjeść i spać - przedstawiła plan na kolejne godziny. Artur Gac ze Stambułu