Zbigniew Czyż: Miał się pan nie wybierać na mistrzostwa Europy, a wrócił z nich ze złotym medalem. Wojciech Nowicki: Tak było rzeczywiście, bo po mistrzostwach świata pojawiły się problemy zdrowotne i rozważaliśmy z trenerką, żeby nie jechać do Monachium. Jestem w sumie zaskoczony i cieszę się, że tak dobrze wyszedł mi start w tych zawodach. Wszystko w dniu konkursu mi odpowiadało, była bardzo dobra pogoda oraz bardzo dobre i szybkie koło. Starałem się po prostu wykorzystać te warunki. Dobrze się czułem, byłem odpowiednio nastawiony mentalnie. Fajnie, że Węgier (Bencze Halas, przyp. red.) rzucił daleko, to mnie też zmotywowało, żeby rzucać jeszcze dalej i udało się mi tego dokonać. Zrewanżował się pan w pełni Pawłowi Fajdkowi za mistrzostwa świata. - Ja tak tego nie postrzegam. Po prostu starałem się rzucić swoje i na miarę swoich możliwości. Jestem zaskoczony, że wyszło nadspodziewanie dobrze. Szkoda, że ponownie nie stanęliśmy we dwóch na podium. Pawłowi troszkę do brązu zabrakło, ale trudno, taki jest sport. Mam nadzieję, że w następnym roku będzie lepiej. Kurtuazyjnie wypowiada się pan w stosunku do Pawła Fajdka. Gdy na lotnisku w Warszawie po mistrzostwach świata w Eugene przekazałem mu informację, że Wojciech Nowicki zrezygnował właśnie z udziału w mistrzostwach Europy, powiedział, szkoda, że oddaje pan te zawody bez walki. - To wszystko wynikało z tego, że bolało mnie biodro, uważałem, że może lepiej odpuścić start w Monachium, żeby nie zrobić sobie jeszcze poważniejszej kontuzji. Udało się jednak wszystko zaleczyć, problemy puściły, a ja mogłem dalej trenować i podtrzymać formę najlepiej jak mogliśmy. To wszystko przełożyło się na wyniki, zarówno eliminacje jak i finał były dobre. Mistrzostwa Europy były ostatnim startem w tym sezonie? - Nie, zostały mi jeszcze zawody w sobotę w Karpaczu na finale Ekstraklasy w zawodach drużynowych. Postaram się zdobyć trochę punktów dla mojego klubu (Podlasie Białystok, przyp. red.) i to będzie dla mnie oficjalne zakończenie sezonu. Kończący się sezon był dla pana bardzo udany. Poza mistrzostwem Europy jest też srebrny medal z mistrzostw świata z USA. Czy jest jednak lekki niedosyt, że nie udało się wywalczyć złota w tej pierwszej imprezie? - Cały sezon był w moim wykonaniu stabilny i równy, to był super sezon. Przywiozłem z dwóch docelowych imprez dwa medale dla Polski. Pracujemy dalej. Mam nadzieję, że kolejny będzie równie udany, oby tylko zdrowie dopisywało. Jakie plany na najbliższe miesiące? - Cały wrzesień, to będzie całkowita przerwa od treningu. Będzie czas na załatwianie swoich innych prywatnych spraw i spędzenie go z rodziną, bo dla mnie to jest najważniejsze. Fajnie, że przez kilka tygodni będę mógł pobyć dłużej w domu. Od października zacznę się powoli ruszać, będę wchodził w typowy trening przygotowawczy pod kolejny sezon, czyli jazda na rowerze, pływanie, nartorolki, ergometr wioślarski. Od połowy listopada zacznę wyjeżdżać na zgrupowania. Jak pan podsumuje pierwszy rok współpracy z trenerką Joanną Fiodorow? - Wyniki mówią same za siebie. Udało się nam zdobyć dwa medale, więc to chyba wystarczy za cały komentarz i ocenę. Ja jestem zadowolony, widać rezultaty i trzymamy się tego dalej. Bardzo spieszył się pan po konkursie w Monachium, żeby zdążyć na koncert Andrei Bocellego w Warszawie na drugi dzień. Nawet poprosił pan PZLA o zabukowanie biletów lotniczych odpowiednio wcześniej, żeby zakupione wcześniej bilety na występ włoskiego tenora nie poszły do kosza. Jakie wrażenia po koncercie? - Bardzo się cieszę, że mogłem być na tym koncercie. Dla mnie to było fantastyczne wydarzenie i przeżycie. Mogę gorąco polecić każdemu, kto miałby tylko taką możliwość, żeby pójść na taki koncert. Piękny występ Andrei Bocellego, gdybym tylko mógł, poszedłbym jeszcze raz. Często pan słucha Bocellego? Może przed zawodami? - Nie jestem może jakimś super fanem muzyki poważnej i operowej, ale czasami jej słucham, żeby uspokoić sobie głowę. Andrea Bocelli to jest wielka postać w kategorii śpiewu i muzyki poważnej. Było moim marzeniem, aby zobaczyć go na żywo. Wiadomo, że można Bocellego posłuchać w telewizji, czy na komputerze, ale na żywo jest zupełnie inaczej, są inne doznania. Bardzo się cieszę, że miałem taką możliwość. Rozmawiał Zbigniew Czyż