Mieszkający w Warszawie zawodnik wrocławskiego Śląska podkreślił, że najważniejsze jest zdrowie. Bez niego na nic się zdają wszelkie plany. - Jak na razie, odpukać, nic mi nie dolega i mogę góry przenosić... Zima to czas, kiedy trzeba wykonać największą pracę, wylać sporo potu na siłowni, ale też i rzucać dyskiem, jak również pchać kulę - powiedział Małachowski przed odlotem na trzytygodniowe zgrupowanie w Portugalii. Tam, jak poinformował, proporcje się zmienią. Zmniejszy się obciążenie na siłowni, a więcej będzie rzutów na stadionie, bo i też warunki pogodowe powinny być bardziej sprzyjające. W styczniu podnosił na treningach po 15-17 ton, a ponadto pięć razy w tygodniu oddawał po 30-40 rzutów. - W Portugalii to się wszystko zmieni. Będzie więcej rzutów, sześć razy w tygodniu po czterdzieści parę, siłownia będzie bardziej spokojniejsza. Nie idziemy w kierunku siły statycznej, typu półprzysiady, wyciskanie leżąc, bo taka siła nie do końca się nam przydaje. Ją trzeba przerobić na moc. Dużo skaczemy, z ciężarkami biegamy, robimy sporo ćwiczeń półciężarowych, czyli rwanie, zarzut, ciągi. Jest tego trochę, ale to są ćwiczenia dynamiczne, pod dysk - powiedział wicemistrz świata z Berlina (2009) i Moskwy (2013). Dodał, że jednym z elementów treningu jest też bieg, ale w symbolicznym wymiarze, na rozgrzewkę. Natomiast po sezonie - jak przyznał - pokonuje znacznie dłuższe dystanse i startuje w zawodach. Najczęściej w Biegu Niepodległości w Warszawie. - Zadebiutowałem w 2009 roku. Byłem pod wrażeniem atmosfery jaka panowała wśród uczestników na całej trasie i... wkręciłem się na dobre. W 2012 roku wynikiem poniżej godziny (59.32) ustanowiłem rekord życiowy. Nie jest to oczywiście powalający rezultat, ale dla takiego grubasa o wadze 130 kg nie jest też tragiczny. Zresztą nie ma to większego znaczenia w jakim czasie pokonuję 10 km. Najważniejsza jest świetna zabawa - podkreślił Małachowski. Wspomniał, że rozpoczyna siedemnasty sezon w karierze, a najważniejszą imprezą będą 15. mistrzostwa świata w Pekinie (22-30 sierpnia). - W 2008 roku na Stadionie Narodowym zwanym Ptasim Gniazdem wywalczyłem olimpijskie srebro. Nie pogardzę nim ponownie, ale może będzie lepiej - wyraził nadzieję urodzony w Żurominie na Mazowszu Małachowski, który w czerwcu skończy 32 lata.