Do konkursu, będącego jednocześnie mistrzostwami Polski, w specjalnie skonstruowanej "klatce", przystąpią m.in. medaliści igrzysk olimpijskich i mistrzostw globu Anita Włodarczyk oraz Szymon Ziółkowski, a także Paweł Fajdek. Rozum, jedyny polski arbiter z pełnymi uprawnieniami Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych (IAAF), podkreślił, że chociaż obsada zawodów zapowiada się rewelacyjnie, to jednak nie przypuszcza, by komukolwiek udało się zbliżyć do najlepszych w historii wyników w hali. A te należą do Amerykanów Lance Deala - 25,86 (Atlanta, 4.03.1995) i Brittany Riley - 25,56 (Fayetteville, 10.03.2007). - Nikomu nie odbieram najmniejszej chociażby szansy, ale... to są wbrew pozorom dwie jakże różne konkurencje, chociaż łączy je żelazna kula i linka. Nasi najlepsi młociarze, nawet mistrzowie olimpijscy czy świata, w porównaniu do zawodników specjalizujących się w rzucie ciężarkiem są amatorami - powiedział Rozum. Sprzęt, którym zawodnicy będą rzucać w hali Łuczniczka, waży ponad dwa razy tyle, co klasyczny - 15,88 kg dla mężczyzn i 9,08 kg dla kobiet. Natomiast stalowa linka jest trzy razy krótsza i nie może przekraczać 40,64 cm. - Choć rzut ciężarkiem, bo taka jest nazwa przyjęta przez PZLA, nie jest konkurencją oficjalnie uznawaną przez IAAF, to cieszy się dużą popularnością w wielu krajach. Umożliwia bowiem halowe starty młociarzom. Gdyby jednak w Bydgoszczy ktoś osiągnął rezultat lepszy niż 25,86 czy 25,56, to będą podstawy, by mógł być uznany za rekordowy - poinformował. Dodał przy tym, że nie jest to takie proste. Łuczniczka nie ma certyfikatu PZLA na organizację halowych zawodów, jak np. obiekty w Spale, Łodzi czy AWF w Warszawie. Natomiast postawienie w niej odpowiednich urządzeń zapewnia, że rekordowe wyniki będą mogły być uznane. - Do tego musi być geodeta z uprawnieniami, jak również przyrządy i sprzęt posiadający legalizację. Ponadto trzeba uwzględnić badania antydopingowe. To wszystko będzie w przypadku mityngu Pedro's Cup spełnione, więc jeśli padnie rekord świata, nie powinno być problemów z jego uznaniem - wyjaśnił. Halowy rekord Polski należy do Jarosława Zakrzewskiego (AZS AWFiS Gdańsk), który 23 lutego 2007 roku w Akron (stan Ohio) uzyskał 20,41 m. Natomiast w lecie najdalej z Polaków rzucił ciężarkiem Maciej Pałyszko (KKL Kielce) - 9 maja 2009 roku w Sopocie - 21,34. W 1977 roku ta konkurencja po raz pierwszy znalazła się w programie halowych mistrzostw kraju, ale została rozegrana na... stadionie. 27 lutego 1977 w Zabrzu tytuł wywalczył Ireneusz Golda (Orkan Poznań), który kulę o wadze 12,5 kg posłał na odległość 25,07. Natomiast pod dachem nigdy nie została przeprowadzona, zatem debiut będzie miała w Łuczniczce. To również bardzo popularna konkurencja wśród weteranów. Wielokrotnie medale mistrzostw świata i Europy zdobywali Polacy, m.in. Andrzej Piączkowski z Warszawy, Czesław Roszczak z Kobylina k. Poznania, Antoni Kargol z Wałcza, Grzegorz Pawelski z Gorzowa Wlkp. - Jest też tradycyjną konkurencją igrzysk szkockich - Scottish Highland Games, gdzie ma swoje korzenie, chociaż często kojarzy się ją z Ameryką, pewnie tylko dlatego, że jest tam bardzo popularna. W halowych mistrzostwach USA mężczyźni rzucają od... 1932 roku, a kobiety od 1989 - wspomniał Rozum. Początki tradycji Highland Games są niejasne. Jedna z teorii mówi, że narodziły się podczas okupacji Szkocji przez Anglików. Szkotom nie wolno było wtedy wprawiać się we władaniu bronią, więc pod pozorem zabawy ćwiczyli umiejętności przydatne na polu walki. Pewne jest natomiast, że Highland Games były organizowane już ponad 1000 lat temu, zanim powstały źródła pisane. Szkoccy górale zbierali się raz do roku i popisywali siłą oraz zręcznością wykorzystując przedmioty, z którymi mieli styczność na co dzień: młoty, pnie drzew i głazy z górskich rzek. Tak powstały najważniejsze konkurencje szkockich igrzysk, m.in. rzut ciężarkiem. Wielokrotnym ich triumfatorem był wywodzący się ze sportowej rodziny Sebastian Wenta, brązowy medalista mistrzostw Polski w Bydgoszczy w pchnięciu kulą (1997 i 2004). Jego matka była w przeszłości wioślarką, a ojciec Edmund, specjalizujący się w tej samej konkurencji, co syn, był spokrewniony z mistrzynią olimpijską w rzucie młotem z Sydney (2000) Kamilą Skolimowską.