Wygrała pani dwa biegi w cyklu World Indoor Tour i jest jego liderką. Trzeci triumf w Toruniu zostanie okraszony halowym rekordem Polski? Joanna Jóźwik: Sądzę, że jeżeli wygram w Copernicus Cup, to ustanowię również rekord kraju, który należy do Lidii Chojeckiej i wynosi 1.59,99. Pamiętam, że na stadionie długo zajęło mi zejście poniżej dwóch minut na 800 m. Nie wiem z czego to wynika, ale jest to magiczna granica. Jej pierwsze złamanie wymaga cierpliwości i ciężkiej pracy. Mam nadzieję, że w końcu uda mi się to w hali. Jestem zdecydowanie lepiej przygotowana do sezonu niż w poprzednich latach. Dwa wcześniejsze zwycięstwa również dodają mi skrzydeł. Rok temu miała pani sporo perturbacji w czasie przygotowań i jeszcze w mistrzostwach Europy w Amsterdamie były kłopoty, ale na igrzyskach w Rio osiągnęła pani życiowy sukces zajmując piąte miejsce. Teraz celem głównym są mistrzostwach świata w Londynie? - Tak, dlatego odpuszczam start w halowych mistrzostwach Europy w Belgradzie, bo chciałabym odpocząć i spokojnie wejść w przygotowania do lata. Rok temu miałam wiele przeszkód zdrowotnych, ale występ w igrzyskach wyszedł rewelacyjnie. Teraz mam nadzieję, że kłód pod nogami nie będzie, a przygotowanie do Londynie będzie równie dobre. Start w Toruniu, później w Birmingham i co dalej? - I to koniec. Później wyjeżdżam na obóz do Brazylii. Tak zdecydował trener i muszę mu zaufać, że będzie to dobre miejsce do szlifowania formy. Brazylia wpadła szkoleniowcowi w oko w trakcie igrzysk? - Nie, sporo wcześniej. Mieliśmy tam już lecieć przed występem w Rio. Sama jestem ciekawa, jak to będzie wyglądało. Będziemy trenowali na wysokości, nie ogromnej, ale jednak. Nasza baza jest bodaj 800 m n.p.m., a treningi zaplanowane są na wysokości 1200 m. Dotychczas pani przygotowania często odbywały się w Polsce. Skąd zmiana? - Do pewnego momentu było to głównie Zakopane. Nazywałam je już drugim domem. Rok temu byłam w RPA, ale musiałam stamtąd wcześniej wrócić z powodu kontuzji. Teraz czas na Amerykę Południową. Decyduje o tym trener, a ja się podporządkowuję, bo wiem, że chce dla mnie dobrze. Genzebe Dibaba przyznała, że kojarzy sporo polskich lekkoatletów, chociażby z treningów w Afryce. Ważne dla popularyzacji "królowej sportu" w Polsce jest to, że tak utytułowani zawodnicy przyjeżdżają tu na mityngi. - Niezwykle istotne. Mam nadzieję, że Copernicus Cup zwróci uwagę naszych kibiców na lekkoatletykę. Moim marzeniem jest zachęcenie rodaków do śledzenia tego pięknego sportu. Nie jest on u nas dobrze pokazywany. Wielu Polaków biega. Czemu nie szukają idoli wśród sportowców robiących to samo? - Większość osób nie łączy swojego wysiłku i treningu z lekkoatletyką, a robi to tylko dla siebie. To, że rozwija się bieganie w kraju, nie oznacza, że rozwija się "królowa sportu". Niestety. Cieszę się, że jest taki mityng, który wszedł do cyklu IAAF. Tegoroczne wyniki w sezonie halowym i osiągnięcia w ostatnich latach pokazują, że mamy sporo utalentowanych zawodników. - Zgadzam się z tym. Myślę nie tylko o Anicie Włodarczyk, ale o średniodystansowcach, sprinterce Ewie Swobodzie czy teraz Piotrku Lisku i Sylwestrze Bednarku, liderach na listach światowych w skoku o tyczce i wzwyż. Myślę, że warto zwrócić uwagę na naszych lekkoatletów, bo są wspaniali i warto im kibicować. W Toruniu na trybunach ma być nadkomplet publiczności. - Bardzo się z tego cieszę. Każda osoba przyjdzie, weźmie ze sobą telefon i większa liczba osób dowie się z internetu, że dopingowanie lekkoatletów przynosi wiele pozytywnych emocji. Na pewno publika nam pomoże i dodatkowo nakręci do walki.