Sydney McLaughlin na niedawno zakończonych igrzyskach olimpijskich zaprezentowała bardzo wysoką formę. Amerykanka wywalczyła złoty medal w konkurencji biegu na 400 m przez płotki, ustanawiając nowy rekord świata (51,46). Kilka dni później na swoje konto dopisała złoty krążek w sztafecie 4x400 m. Kilka dni po zakończonych igrzyskach lekkoatletka nagrała film, wyrażający jej frustrację. Opublikowała go jednak nieco później. Ten przepełniony był emocjami i łzami. Sportsmenka przyznała, że nawet w przypadku sukcesu, w głębi serca można odczuwać ból. Nawet po triumfie mogą pojawiać się udręki. McLaughlin odniosła się tym samym między innymi do swoich problemów w relacji z mediami społecznościowymi, obraźliwych komentarzach, a także o tym, że nie szanują jej nawet niektórzy jej koledzy z drużyny. Mistrzyni olimpijska ofiarą mediów społecznościowych? Lekkoatletka miała nawet paść ofiarą prób zastraszania. W dziesięciominutowym nagraniu przestawiła to, z czym boryka się na co dzień. "Jestem wdzięczna za tę platformę. Cenię to, że mogę dotrzeć do ludzi. Ale kiedy mówię, że tego nie chcę, nie chcę sławy. To toksyczne. To naprawdę sprawia, że staję się chora. Kiedy wróciłam do mediów społecznościowych, na trzy, cztery tygodnie przed igrzyskami, zaczęłam odczuwać niepokój, ponieważ patrzysz na to, co robią wszyscy inni, co publikują, ilu mają obserwujących. To sprawia, że fizycznie czujesz się źle" - powiedziała 22-letnia mistrzyni olimpijska. W wideo przyznała, że w sieci spotyka się z uwielbieniem, ale i nadużyciami. Jej zdaniem kontrola komentarzy i tego, co dzieje się w sieci jest daremna. Powinno się bardziej zwrócić uwagę na ten problem. To wytwarzanie presji na młodych zawodników, którzy przez swoje kontrakty muszą pokazywać się w sieci. ABNiedowidzący kolarz zdobył pierwszy medal dla Polski!