Artur Gac, Interia: Które wyniki były z pana punktu widzenia najbardziej wartościowe? Henryk Olszewski, prezes PZLA: - Na pewno ten Pii Skrzyszowskiej, która ustanowiła swój kolejny najlepszy rezultat. Wszystko wskazuje na to, że rekord Polski padnie lada moment. Nie chciałbym snuć prognoz kiedy dokładnie, ale widać, że jest zmotywowana, wie o co chodzi w sporcie i będziemy mieli z niej pociechę. Nie myślę już nawet o tym sezonie, tylko o tym olimpijskim. Mam nadzieję, że to będzie polska wschodząca gwiazda międzynarodowa. 21-latka jest na absolutnej fali wznoszącej, już dziś otarła się o rekord kraju z 1980 roku, a zabrakło jej ledwie 0,002 s! - Zdecydowanie, to widać, że cały czas idzie w górę. Do siebie dochodzi także Ewa Swoboda, a dobrze zaprezentowali się również sprinterzy. Sukces w postaci brązowego medalu w Monachium dobrze wpłynął na ich morale, co pokazał Dominik Kopeć. Nie wiem, co to wróży w rywalizacji europejskiej, ale liczę, że to objawi się w sezonie letnim. A co pana martwi? - Trochę postawa kulomiotów, ale widzę, że Konrad Bukowiecki zaczyna nieźle się kręcić i może coś z tego będzie. Z kulomiotami tendencja niestety utrzymuje się od dłuższego czasu, świat im odjeżdża. - Myślę, że będzie ciężko postawić się na igrzyskach w Paryżu, bo Amerykanie są w wielkiej formie, a tu trochę stracono czasu. W hali w Łodzi mieliśmy mały wycinek lekkoatletyki, teraz przed nami Copernicus Cup w Toruniu i mistrzostwa Polski. Po tym będę mógł powiedzieć, jak będziemy wyglądali w Stambule. Wracając do Pii Skrzyszowskiej. W jej przypadku wielce wartościowe jest to, iż nie tylko jest modelowym przykładem młodego sportowca, kapitalnego w swojej profesji, ale również życiowo sprawia wrażenie osoby bardzo dojrzałej. - Czasami aż jestem przerażony, bo ona do granic możliwości jest profesjonalna. Tam wręcz brak młodzieńczego szaleństwa, a życie też trochę tego potrzebuje. Kiedy wyszaleć się, jak nie teraz? (uśmiech). Jednak ojciec dobrze spełnia swoje funkcje jako trener i myślę, że tylko tym powinien się zająć, a nie dodatkowymi pracami. Rzadko się bowiem zdarza, że takie rodzinne duety odnoszą sukcesy. Powiem, że latami swoich doświadczeń ja widzę ją na podium w Paryżu. Jakie ma pan z kolei oczekiwania w kontekście halowych mistrzostw Europy w Stambule? - Jak już powiedziałem, będziemy to oceniać po Copernicusie i mistrzostwach Polski, po których dwa dni później zostanie ogłoszony skład. Na razie nie prognozujemy i nie wróżymy z fusów. Natomiast mistrzostwa są trochę zagrożone z racji wszystkich tureckich układów po spaleniu Koranu w Szwecji. Tam wygląda to nieciekawie i zobaczymy, jak to będzie. Dopuszcza pan wariant, że mistrzostwa w Stambule nie dojdą do skutku? - Nie wiem, ja nie jestem politykiem i trudno mi powiedzieć, jak to się potoczy. Ale już pewne sugestie i zapytania ze strony Europejskiej Federacji Lekkoatletycznej do federacji tureckiej płynęły, co z bezpieczeństwem zawodników i tak dalej, w kontekście tych zachowań, jakie tam nastąpiły. W grę wchodziłaby kwestia zmiany lokalizacji? - Trudno mi powiedzieć, ale czasu zostało już przecież mało, więc kto inny by się podjął. Jednak jest to duża impreza, z udziałem 49 państw. A odwołanie czempionatu wchodziłoby w grę? To dopiero byłoby posunięcie. - No właśnie. Wszystko jest w trakcie wyjaśniania, szczegółów jeszcze nie znam. Rozmawiał Artur Gac, Łódź