Kuch nie jest postacią anonimową w lekkiej atletyce, ale większych sukcesów dotąd nie osiągał - przynajmniej na arenie międzynarodowej. W krajowych mistrzostwach sięgał już po medale (srebro w zeszłym roku we Włocławku, brąz w 2015, 2016 i 2017), ale taką zaczarowaną granicą dla zawodnika z Mirkowa było wcześniej 7,60 m, a do zeszłego roku - 7,80. I rok temu błysnął po raz pierwszy - w Częstochowie skoczył w lipcu 7,95 m, co już dawało prawo startu na Mistrzostwach Europy, te się jednak nie odbyły. W tym roku imprezą docelową dla lekkoatletów są oczywiście igrzyska olimpijskie, ale kwalifikacja została zawieszona bardzo wysoko. Albo daleko - bo skoczkowie muszą daleko skoczyć. Dokładnie - 8,22 m. Tyle skakał dwie dekady temu Marcin Marciniszyn, w ostatnich latach najlepszy Tomasz Jaszczuk dobijał do 8,18 m. I to w sumie Jaszczuk był w Poznaniu faworytem do złota, choć to Kuch przyjeżdżał na mistrzostwa kraju z najlepszym tegorocznym wynikiem. Pod koniec maja w Grecji skoczył bowiem 7,88 m. "Bałwanek" z aplauzem kibiców Kuch zaczął konkurs od spokojnego skoku na 7,40 m - po pierwszej serii był czwarty. Każdy z kolejnych pięciu dałby mu jednak złoty medal. Prezentował się równo - od 7,82 m do 7,96 m. Aż wreszcie w ostatniej próbie po raz pierwszy w życiu przekroczył magiczną dla wielu barierę ośmiu metrów. - Każdy chciałby mieć z przodu bałwanka - zachęcał kibiców do dopingu spiker. I publiczność przyjęła wynik 8,05 m wielkim aplauzem. - Pięknie to smakuje w wieku 30 lat, gdy zawodnik raczej myśli o zakończeniu kariery, a tu wyniki stają się jeszcze lepsze i robi do tego rekord życiowy skacząc na osiem metrów w mistrzostwach Polski. Coś niesamowitego - mówił wzruszony zawodnik. Nowy program o Euro - codziennie na żywo o 12:00 - Sprawdź! Nie możesz oglądać meczu? - Posłuchaj na żywo naszej relacji! Później jednak zaczął opowiadać o dniu codziennym, a tu już tak różowo nie jest. Kuch bowiem jako jedyny w stawce, ba! - jedyny w całych mistrzostwach Polski - występował bez przynależności klubowej. Jako zawodnik niestowarzyszony, choć przecież kiedyś reprezentował AZS AWF Wrocław, a do zeszłego roku UMLKS Start Wieruszów. - Nie chcę jakichś niepotrzebnych rzeczy mówić, ale liczę, że znajdę klub, który będzie mnie wspierał w rozwoju. Jak każdy sportowiec chcę się rozwijać, chcę być lepszy - przyznał. - Dzięki kilku wspaniałym ludziom, drobnym sponsorom, mogłem tu przyjechać, bez nich by mnie nie było - dodawał, prezentując koszulkę z czterema naszywkami. - Może jestem ewenementem w skali kraju i lekkiej atletyki, bo trenuję i pracuję... Animator na orliku - tak pracuje mistrz kraju To, że złoty medalista mistrzostw Polski w lekkiej atletyce musi dodatkowo pracować, jest czymś niezwykłym. - Przez ostatnich parę lat też sam trenowałem, pracowałem przez jakiś czas fizycznie, a teraz mam pracę bardziej ukierunkowaną pod kątem swojego wykształcenia, czyli nauczyciela wychowania fizycznego. Pracuję jako animator na orliku w Galewicach. Nie jest to proste, ale wydaje mi się, że pokazuję kawał determinacji, by osiągać cele i rozwijać się w roli trenera. To się samo z siebie nie bierze, to też wiedza. I wydaje mi się, że idę w dobrym kierunku - mówi Kuch. Czy po 30-stce, a ten wiek osiągnie w październiku jest w stanie skakać jeszcze dalej, celować w większe, międzynarodowe sukcesy? - Musiałoby się wiele rzeczy zdarzyć, bo to tak ciężko, będąc trenerem, osobą pracującą, to wyścig z czasem codziennie. Chciałbym mieć spokojną głowę, mieć odpowiedni klub, bo takie wsparcie to coś niesamowitego. W dzisiejszych czasach pomoc z zewnątrz jest dla sportowca bardzo istotna - przekonuje. Kuch trenuje na stadionie w Wieruszowie, na swoim orliku w Galewicach, czasem jeździ do byłego trenera Zdzisława Kokota, który obecnie prowadzi ubiegłorocznego czempiona, a teraz brązowego medalistę mistrzostw Polski Mateusz Jopka. - Nie mam może tak pięknych warunków jak moi konkurenci, ale to pokazuje, że nawet gdy jest ciężko, to jeśli się chce, może się udać - zapewnia Kuch. - Gdyby pewne rzeczy się powiodły, to może to się zmieni. To ciężkie decyzje, mam żonę, myślę już o przyszłości. Nie tędy droga by w wieku 30 lat lub starszym zaczynać życie od zera - mówi. Andrzej Kuch: tylko na poważnie Czy nowy mistrz Polski jest w stanie regularnie przekraczać osiem metrów, a nawet dobijać do granicy 8.20, gdyby miał idealne warunki do treningu i spokój finansowy? - Nie powiem teraz zerojedynkowo, bo nie wiem, jaka by była determinacja. Może bym podszedł do tego lekkomyślnie? Znając mój charakter, to by tak nie było. Jeśli się za coś biorę, to na sto procent, bo albo idę na poważnie, albo tego nie robię. Możliwe, że tak by było, a czy będzie? To druga kwestia. Sądzę, że inaczej by to jednak wyglądało - mówi Kuch i wspomina o swoim sportowym horyzoncie marzeń. - W zeszłym roku osiągnąłem minimum na mistrzostwa Europy, ale one się nie odbyły. To był cel. W tym roku marzeniem każdego sportowca były igrzyska olimpijskie, ale nie oszukujmy się, 8,22 m to bardzo wyśrubowany wynik. Nie wiem, czy bym go skoczył, ale sądzę, że gdybym był w stu procentach zdrowy i wiele rzeczy wyglądało inaczej, to kto wie. Poprzedni rok był zwariowany, nie był łatwy. Ten jest niby bardziej wyklarowany, ale dla mnie niezwykle ciężki. Dlatego te mistrzostwa Polski, gdzie już byłem świadomy swoich możliwości, że mogę coś osiągnąć, były udekorowaniem tego wszystkiego - kończy. Andrzej Grupa