Obaj są rówieśnikami - Maher Ben Hlima skończył 34 lata kilka dni temu, Dawid Tomala 34. urodziny będzie miał za niespełna miesiąc. Sportowo dzieli ich wiele - ten drugi to przecież ostatni w historii mistrz olimpijski na 50 km, złoto wywalczył ledwie dwa lata temu po kapitalnej ucieczce w Sapporo. A były juniorski reprezentant Tunezji o olimpijskim występie marzy, chciałby zrealizować go za rok w Paryżu. I temu poświęca cały czas, już po zakończeniu normalnej pracy. Nie przeszkadza mu fakt, że do tego sportu wrócił nie tak dawno po... 13 latach przerwy. Maher Ben Hlima ostatnie występy, jako Tunezyjczyk, zaliczył w 2009 roku. Tak to widnieje w jego profilu na stronie World Athletics. Tam też znajduje się adnotacja, że do 30 maja tego roku formalnie reprezentował kraj, w którym się urodził, a od 31 maja może już chodzić w polskiej koszulce. Tak oficjalnie, w międzynarodowych zawodach, bo przecież w mistrzostwach Polski wystąpił już przed rokiem w Suwałkach. Wtedy, po kilku miesiącach treningów, zajął czwarte miejsce z kiepskim wynikiem 49.36, walkę o medal przegrał wyraźnie. Zimą w Toruniu, w halowej rywalizacji na 5000 m, było już znacznie lepiej - finiszował niespełna sześć sekund za Łukaszem Niedziałkiem, zdobył srebro. Na wielki sukces czekał aż do dziś. Sensacja w mistrzostwach Polski. Rozdzielił dwóch największych naszych asów Śpi po trzy, cztery godziny. Spec od zarządzania transportem marzy o sportowych sukcesach A przecież Ben Hlima trenuje jakby dodatkowo, w wolnym czasie od pracy. Ma swoją firmę transportową Maher Logistics, to dla niego podstawowe źródło utrzymania. - Strasznie trudna branża. Praca zajmuje mi dużo czasu, ale też zabiera dużo energii, a przy tym kosztuje mnie mnóstwo nerwów. Kocham jednak sport i chcę zrobić w nim jeszcze coś dobrego. Dlatego poświęciłem się, bo czasu nie mam już zbyt wiele w sporcie - mówił "nowy" reprezentant Polski red. Tomaszowi Kalembie z Interii. I zaznaczył, że śpi po 3-4 godziny, choć powinien co najmniej dwa razy dłużej. Nie przeszkadza mu to jednak w biciu kolejnych rekordów życiowych, a na początku czerwca w Memoriale Janusza Kusocińskiego otarł się nawet o rekord świata na jedną milę. Dawid Tomala walczył z chorobą. Dziś już trenuje, chce walczyć w mistrzostwach świata Dziś w Gorzowie najlepsi polscy chodziarze rywalizowali o medale w mistrzostwach kraju. Wśród nich był 66-letni Mirosław Łuniewski, który dystans 10000 metrów pokonał poniżej godziny. No i był w końcu Dawid Tomala, który w tym roku nie ukończył żadnego startu na 35 km, a to przecież dystans mający obowiązywać na najważniejszych imprezach. Miał spore problemy ze zdrowie, w marcu zmagał się z koronawirusem, przez to przerwał treningi na blisko trzy miesiące. - Były dni, kiedy nie byłem w stanie nawet wstać z łóżka. Nie życzę tego nikomu. Nie ukrywam. Życie mnie bardzo testuje - żalił się Tomala. W końcu wrócił jednak do treningów, ale złota wywalczyć nie był w stanie. Choć pokonał o 42 sekundy broniącego mistrzostwa z zeszłego roku Artura Brzozowskiego, to jednak Ben Hlima nie dał rywalom żadnych szans. Ukończył dystans w 40 minut i 35 sekund, o ponad półtorej minuty szybciej od złotego medalisty olimpijskiego. A to dobrze rokuje przed międzynarodowymi startami 34-latka w najbliższej przyszłości. Katarzyna Zdziebło pokonana na krajowym podwórku. Świetny rekord jej rywalki Wielka faworytka nie wygrała też rywalizacji pań na 5000 metrów. Była nią oczywiście Katarzyna Zdziebło, trzykrotna mistrzyni Polski na tym dystansie, a przede wszystkim - podwójna wicemistrzyni świata z Eugene. Rok temu triumfowała w Suwałkach z czasem 21:29.23, o blisko minutę pokonała Olgę Niedziałek, dziś już występującą pod nazwiskiem Chojecka. W Gorzowie role się odwróciły - to Chojecka uzyskała niemal identyczny czas, jak Zdziebło rok temu (21:29.24), pokonała wicemistrzynię świata o 15 sekund. To nowy rekord życiowy 26-latki z WLKS Nowe Iganie, zarazem piąty wynik w historycznych tabelach polskiej lekkoatletyki.