Jacobs rok temu też startował w Łodzi. Wtedy wygrał w czasie 6,49 sekundy. Teraz był to dla niego pierwszy start w sezonie i pobiegł wolnej. Najpierw w eliminacjach 6,61, a w finale 6,57. - Czas nie jest zbyt dobry. Choć było trochę lepiej niż w eliminacjach. Początek biegu był gorszy, ale w drugiej części już było w porządku - mówi Jacobs. - Moją formę oceniam na 85 procent możliwości i nie jestem zadowolony z tego wyniku. To nie był dla mnie komfortowy bieg, ale to dopiero pierwszy start w sezonie. Jacobs przyjechał do Łodzi, bo jeden z organizatorów mityngu Orlen Cup jest w gronie jego przyjaciół. Przyleciał niemal prosto z Dubaju. - Nie narzekam na pogodę w Polsce. Ostatnie tygodnie spędziłem w Dubaju, gdzie było bardzo gorąco. Więc przydało mi się takie schłodzenie. Jestem w Polsce chyba trzeci raz i całkiem mi się podoba - zapewnił mistrz olimpijski. - To fajny mityng, bo przychodzi sporo ludzi. Włoch nie startuje zbyt często w sezonie halowym. Po Orlen Cup w łodzi, pobiegnie jeszcze we francuskim Lievin, mistrzostwach Włoch i w halowych mistrzostwach Europy w Stambule, gdzie będzie bronił tytułu. Najważniejsza impreza to sierpniowe mistrzostwa świata na otwartym stadionie. - Chcę tam zdobyć złoto, bo to jedyne, którego mi brakuje. Jestem mistrzem olimpijskim, halowym mistrzem świata, a także mistrzem Europy w hali i na otwartym stadionie - wylicza Jacobs. 29-letni sprinter imponuje też tatuażami. Jednym z najważniejszych są kółka olimpijskie, które powstały z okazji zdobycia złotego medalu igrzysk olimpijskich w Tokio. - Ile mam tatuaży? Nie pamiętam. Chyba około 25. Czy jest miejsce na kółka olimpijskie po Paryżu? Na pewno się znajdzie - uśmiecha się Jacobs. Podczas prezentacji zawodników przed rozpoczęciem rywalizacji w mityngu Orlen Cup w Łodzi konferansjer zawodów pomylił się i zapowiedział Jacobsa jako... Michaela Jacksona. - Naprawdę? Nie słyszałem tego, bo koncentrowałem się na starcie. Michael Jackson? Ok, może być - śmiał się Jacobs.