Jego zdaniem skok o tyczce jest dyscypliną mało kontaktową, co w czasie rozmaitych obostrzeń, w tym konieczności utrzymywania dystansu, umożliwia organizowanie zawodów bez większych problemów. Zdaniem Wessfeldta, który przez wiele lat był menedżerem wielokrotnej rekordzistki świata Jeleny Isinbajewej, w ostatnich 2-3 latach konkurencja ta stała się wyjątkowo popularna, m.in dzięki grupie tyczkarzy, którzy rywalizują między sobą na bardzo wysokim poziomie i tworzą ekscytujące widowisko sportowe. Uważa też, że dwukrotne poprawienie rekordu świata przez Duplantisa - 8 lutego w Toruniu i tydzień później w Glasgow - sprawiło, że skok o tyczce i jego gwiazdy znalazły się na afiszach zapowiadających wielkie mityngi."Organizatorzy imprez lekkoatletycznych, które były do tej pory co chwilę odwoływane, chcą teraz zawodów tyczkarskich nie tylko w Szwecji, ale w Niemczech, we Włoszech i coraz to innych krajach. Jest to niewątpliwie "konkurencja roku", która poradziła sobie z koronawirusem" - powiedział Wessfeldt, cytowany na łamach szwedzkiego dziennika "Aftonbladet".Jak podkreśliła gazeta, grupa przyciągająca publiczność to, poza Duplantisem, Francuz Renaud Lavillenie, Amerykanin Sam Kendicks i Polacy Piotr Lisek i Paweł Wojciechowski.Lisek spotka się z Duplantisem już 4 lipca na Ullevi Gala, mityngu skoków w Goeteborgu, i prawdopodobnie cztery dni później podczas GP Gala w oddalonym o 250 kilometrów Karlstad, gdzie Szwed już potwierdził swój start. Zapowiadane są też następne zawody w skoku o tyczce i w dal w kilku innych szwedzkich miastach m.in. w sierpniu w Sztokholmie i Uppsali.