"Biało-czerwoni" w stolicy Serbii wywalczyli 12 krążków, w tym siedem złotych, zajmując pierwsze miejsce w klasyfikacji medalowej.- Był to zdecydowanie najlepszy występ w historii halowych mistrzostw kontynentu. Ale statystycy przywołują, że ostatni raz taką samą liczbę złotych medali mistrzostw Europy, bez podziału na halę i stadion, zdobyliśmy w 1966 roku w Budapeszcie. Trzeba więc śmiało powiedzieć, że mamy nowy Wunderteam i na pewno nie jest to określenie na wyrost - podkreślił. Dwukrotny halowy mistrz Europy z Wiednia w 2002 roku (400 m i 4x400 m) zaznaczył, że sukces w Belgradzie nie wziął się znikąd. Przypominał ubiegłoroczne ME na stadionie w Amsterdamie, gdzie Polacy 12 razy stawali na podium. - Liczba osiągnięć w największych zawodach stała się regułą i na pewno nie jest przypadkiem. Ona wynika z siły polskich gwiazd. Obrazuje to fakt, że do Belgradu pojechało 33 zawodników, a wliczając poszczególnych członków sztafety wracamy z 18 krążkami. To połowa reprezentacji, a więc skuteczność startowa była na niebywale wysokim poziomie. Właściwie nie powiodło się tylko Kamili Lićwinko w skoku wzwyż, ale trzeba zwrócić uwagę na kilka nazwisk, które były o krok od medalu, m.in. Tomka Jaszczuka w skoku w dal i Anny Jagaciak-Michalskiej w trójskoku - powiedział 36-letni Plawgo. Dodał, że sukcesu nie umniejsza halowa ranga imprezy oraz rok poolimpijski, który część lekkoatletów traktuje ulgowo. Rezultaty uzyskane m.in. przez Konrada Bukowieckiego (kula), czy Piotra Liska (tyczka) były na światowym poziomie. Zwrócił również uwagę, że osiem medali biało-czerwoni wywalczyli w konkurencjach biegowych. - Wisienką na torcie były obie sztafety 4x400 m. Mówi się, że sztafeta jest tak mocna, jak jej najsłabsze ogniwo. Tymczasem debiutant Przemysław Waściński oraz rzadziej występująca w zespole Iga Baumgart pokazali się z najlepszej strony. Mieliśmy też dwóch profesorów - Adama Kszczota (800 m) i Marcina Lewandowskiego (1500 m), którzy w Belgradzie potwierdzili, że zawsze można na nich liczyć. Bardzo ucieszyły mnie też pierwsze "dorosłe" medale Ewy Swobody (60 m) i Sofii Ennaoui (1500 m). Biorąc pod uwagę skalę ich talentu, będziemy mieć z nich pociechę przez lata - ocenił. Zaznaczył, że w Belgradzie dokonała się płynna pokoleniowa zmiana, co pozwala wierzyć w kolejne udane zawody. Utalentowana młodzież wchodząca do kadry ma się od kogo uczyć, a jednocześnie sama wyznacza standardy. - Powstała naprawdę fajna grupa - z jednej strony doświadczonych, a z drugiej utalentowanych zawodników. Widać w tym zespole "team spirit", bo kadrowicze swoimi sukcesami nakręcali się nawzajem. Zdaniem rekordzisty Polski w biegu na 400 m przez płotki (48,12 w Osace w 2007 roku), z optymizmem możemy oczekiwać na najważniejszą w tym roku lekkoatletyczną imprezę - mistrzostwa świata w Londynie (5-13 sierpnia). - Trzeba pamiętać, że dołączą nasze najcięższe działa - Anita Włodarczyk, Paweł Fajdek, czy Piotr Małachowski - dodał Plawgo, który obecnie jest dyrektorem ds. marketingu Miejskiej Areny Kultury i Sportu w Łodzi. Bartłomiej Pawlak