- Początek sezonu nie zwiastował późniejszych problemów. Pojechałem na zgrupowanie do RPA, gdzie normalnie trenowałem, ale po powrocie ból się wzmógł, a lekarze nie potrafili stwierdzić, co mi dolega. Na nic się zdało sześć tygodni intensywnej rehabilitacji oraz konsultacja w klinice w Monachium. Dopiero dwóch szwedzkich ortopedów wystawiło, mam nadzieję, prawidłową diagnozę. Przed świętami przejdę w Sztokholmie operację, która powinna zakończyć moje problemy ze ścięgnem Achillesa - powiedział 25-letni zawodnik. Ubiegłoroczny wicemistrz Uniwersjady oraz siódmy lekkoatleta ostatnich mistrzostw świata w koreańskim Daegu - podczas tej imprezy ustanowił rekord życiowy wynikiem 5,75 - do treningu powinien wrócić na początku kwietnia. - Po sześciu tygodniach od zabiegu będą mógł już truchtać, a trzy miesiące później powinienem rozpocząć zajęcia z pełnym obciążeniem. Mam nadzieję, że wrócę do skakania w sezonie letnim i uda mi się uzyskać dyspozycję, którą miałem przed kontuzją - dodał. Z powodu tego urazu zawodnik SKLA Sopot stracił praktycznie cały rok. - Życie przewróciło mi się do góry nogami. Nie pojechałem także na igrzyska olimpijskie, czyli z dnia na dzień straciłem to, na co pracowałem przez całe lata. Ten trudny okres udało mi się przetrwać głównie dzięki najbliższym, zwłaszcza mojej dziewczynie oraz trenerowi Jackowi Torlińskiemu - zaznaczył.