Maria Andrejczyk wskazała na Niemkę. Ona chce dokładnie czegoś innego
Na sześć tygodni przed zdobyciem wicemistrzostwa olimpijskiego w Tokio Maria Andrejczyk wygrała w Poznaniu złoty medal mistrzostw Polski z kiepskim, jak na swoje możliwości, wynikiem 59.69 m. Teraz też nie ma żadnego "efektu wow" na początku sezonu, dopiero w Madrycie pierwszy raz udało się Polce rzucić ponad 60 metrów. Ważniejsze jest coś innego, a Maria wskazuje tu wprost na Niemkę Christin Hussong i jej rezultaty z pamiętnego roku 2021.

Cztery starty, 24 oddane rzuty, a tylko jeden poza promień linię oznaczającą 60 metrów i jeden za granicę 58. metra - to na razie występy Marii Andrejczyk, czołowej oszczepniczki świata, czwartej w igrzyskach w Rio de Janeiro (2016), drugiej w Tokio (2021 i ósmej w Paryżu (2024).
W mistrzostwach świata 29-letnia dziś Polka nie razu nie była jednak w finałowej dwunastce. Kolejną szansę, swoją czwartą w karierze, będzie miała we wrześniu. W szczęśliwym dla siebie Tokio.
Maria Andrejczyk po raz piąty wystąpi w tym sezonie, w sobotę w Poznaniu. Sama mówi jeszcze o "loteryjności"
W sobotę w Poznaniu Andrejczyk będzie jedną z gwiazd Memoriału Czesława Cybulskiego - zawodów, które w kalendarzu World Athletics mają wysoką rangę Continental Tour Silver. Czyli taką jak Memoriał Janusza Kusocińskiego, którym w maju zawodniczka z Suwałk rozpoczynała sezon. Wtedy rzuciła 58.82 m, dwa dni później w Rabacie 57.26, dwa tygodnie temu w Warszawie było 57.87 m. Wyniki daleko odbiegające od oczekiwań Marii. Sześć dni temu w Madrycie, w piątej serii drużynowych mistrzostw Europy, oszczep wreszcie wylądował za 60. metrem - 60.42 dało jej drugą pozycję.

- Nie ma na razie czucia ciała, które powinno być. To wynika z przetrenowania, jak jest za dużo bodźców przez dłuższy okres, to tak się później dzieje. Przy czym nie chciałam rzucać daleko na początku sezonu, a dopiero we wrześniu - mówi teraz zawodniczka i podkreśla, że w każdej chwili jest gotowa na większe odległości.
- Tego rzutu w Madrycie nawet nie poczułam, aż zdziwiłam się, że tak to poleciało. Wiem, że są u mnie duże rezerwy, ale trzeba to wszystko jakoś złożyć i później pokazać na zawodach. Czy w Poznaniu? Nie jestem jeszcze ułożona technicznie, może więc być loteryjnie. Ale już w Tokio - na pewno.
Po występie w stolicy Wielkopolski Andrejczyk zacznie zgrupowanie w Spale - potrwa kilka tygodni. Z przerwą na mityng w Lucernie, w połowie miesiąca. Teraz chce sprawdzić sygnały, jakie dostała po występie w Madrycie.
Gdybym technicznie dobrze rzucała, to nie byłoby to 60 metrów, ale dużo więcej. W oszczepie technika gra główną rolę, jeśli wszystko układa się prawidłowo, to nie ma żadnego bólu. A gdy ból się pojawia, to od razu mam sygnał, że coś źle zrobiłam.
Sama Andrejczyk docenia zawodniczki, które już teraz rzucają daleko, choć z drugiej strony: Victoria Hudson czy Adriana Vilagoš już rok temu rzucały daleko, były najlepsze w mistrzostwach Europy, a w igrzyskach zabrakło ich w finale. Teraz zaś otwierają światową listę z wynikami ponad 67 metrów, jako jedyne pokonały tę granicę. - Samo robienie takich wyników jest bardzo istotne, buduje pewność siebie. Pokazujemy rywalkom, że jesteśmy gotowe do takiego rzucania. Tyle że oszczep jest loteryjny, często to widać. Christin Hussong w 2021 roku rzucała od początku sezonu po 66-69 metrów, a im bliżej było igrzysk, tym wyniki spadały - przypomina Andrejczyk.
Hussong, była mistrzyni Europy, dziś występująca pod nazwiskiem Maurer, skończyła w Tokio dziewiąta, nie rzuciła nawet 60 metrów. - Trzeba pracować nad głową. Jedno napięcie mięśnia, jedno spięcie w kręgosłupie i już jest kilka metrów bliżej - podkreśla polska oszczepniczka.
