Olgierd Kwiatkowski, Interia: Wypłakała się już pani po występie w Dosze i nieudanych eliminacjach? Maria Andrejczyk, rekordzistka Polski w rzucie oszczepem (67,11), czwarta zawodniczka igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro: - Za dużo łez nie było. Dla mnie to dobra nauka. Wszystko już za mną. Niedługo spotkam się z trenerem i podejmiemy pewne kroki, by przygotować się do sezonu olimpijskiego. Nie ma co dużo rozmyślać. Trzeba brać się do roboty. Ale sportowiec musi znaleźć przyczyny porażki. - Zaraz po eliminacjach siedziałam pół godziny i sobie wszystko spisywałam, by stwierdzić, co się stało. Podczas startu było na pewno za dużo emocji. Przeszkodziła mi kontuzja łokcia, która odezwała mi się przed samymi mistrzostwami. To wszystko miało wpływ na mój występ. Dużo czynników się złożyło, ale sądzę, że to przeżycie, którego doświadczyłam w Katarze, pomoże być mi bardziej odporną psychicznie. Jaki wpływ na pani problemy ma uraz barku, który długo nie pozwolił pani na powrót do pełnej sprawności? Straciła pani cały sezon w 2017 roku. - Kontuzja zatrzymała moją karierę na pewien czas. To nie jest tak, że nigdy nie będziemy tacy, jacy byliśmy. Można wrócić na wysoki poziom, można być jeszcze lepszym, nawet po tak ciężkiej kontuzji. Bardzo dużą rolę odgrywa wtedy trener. Nie narzucał się. Spokojnie rozmawialiśmy, rozważaliśmy różne warianty, wiedziałam, że on jest, że wszystko rozumie. Zoptymalizował trening. Powoli wracamy do formy. Jestem ambitna, chciałabym rzucać po 70 m, ale wszystko musi dziać się w pewnym ustalonym porządku. Pojedzie pani na igrzyska do Tokio? - Na razie jestem zakwalifikowana, ale mam świadomość, że bez rzucania 64 m nie mamy o czym rozmawiać. Wierzę, że po zimowym okresie przygotowawczym, kiedy będzie dopisywało mi zdrowie, jestem w stanie się poprawić i będzie lepiej niż w tym roku. Czy ten długi sezon, zakończony w październiku, nie dał się pani szczególnie we znaki? - Dużo osób narzeka na to. Uważam, że nie ma co narzekać. U mnie dzięki temu, że ten sezon był tak długi, utrwaliły się wszystkie nawyki techniczne. Wiem, że niczego nie zapomnę. Jeżeli wezmę oszczep do ręki po przerwie, będę mogła rzucać na dobrym poziomie. Pod względem psychicznym wszystko gra. Rozpoczęła już pani okres przygotowawczy? - Mój odpoczynek właśnie się kończy. Nadrobiłam wszystkie zaległości. Spotkałam się ze swoimi przyjaciółkami, rodziną, był jakiś wyjazd z narzeczonym. Ale za dziewięć miesięcy rozpoczynają się igrzyska. Nie ma co czekać z pracą. 8 listopada rozpoczniemy swój pierwszy obóz w Szczyrku. Potem cały grudzień siedzimy w Cetniewie. Ja przygotowania już zaczęłam. Zrobiłam bazę przed obozem, żeby przystąpić do treningów z wysokiego poziomu. Wraca pani jeszcze do konkursu z igrzysk w Rio de Janeiro? Tak niewiele dzieliło panią od medalu... - Czasem wracam, ale to nic znaczącego nie wniesie. Myśląc o tym konkursie w Rio, utwierdzam się w przekonaniu, że jestem w stanie coś zrobić w tej konkurencji. Mimo ciężkiej operacji mogę rzucić 64 m, czyli tyle ile przed igrzyskami w Rio. Ale świat poszedł naprzód. - Ten najwyższy poziom jest bardzo wyrównany. Dziewczyny zasuwają. Nie mogę ustąpić. Z racji tego jaki mam charakter, to mi się podoba. Każdego dnia budzę się ze świadomością: "no dobra, dzisiaj zasuwamy na maksa". Właśnie dlatego, że cały świat ucieka. Studiowała pani anglistykę. Skończyła pani studia? - Zakończyłam tę karierę. Zrobiłam sobie kolejną przerwę bo igrzyska olimpijskie są najważniejsze. Mam licencjat. Na magistra przyjdzie czas. Będzie pani nauczycielką angielskiego? - Zrobiłam specjalizację - tłumaczenia. Będę mogła tłumaczyć książki. Nie interesowało mnie to specjalnie, na zajęciach mieliśmy mnóstwo tłumaczenia umów, listów formalnych. Bardziej poszłam na studia ze względu na naukę języka, co mi bardzo pomogło. Lubię język angielski. Spełniałam się na tych studiach. To fajna odskocznia od profesjonalnego treningu sportowego. Jakie książki będzie pani tłumaczyć? - Kryminały. Literatury pięknej raczej nie, wierszy też nie, ale kryminały lubię. To jest fascynujące, że jako pierwsza mogę coś przeczytać i potem przełożyć to dla innych ludzi. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski