Przed rozpoczęciem igrzysk w Paryżu forma Andrejczyk była sporą zagadką, choć... pojawiały się sygnały, że zdaje się iść w górę. Złoty medal mistrzostw Polski i wygrany ostatni test - mityng w Lucernie pozwalały patrzeć na rywalizację o medale z dużym optymizmem. Podsycił go jeszcze wybitny start w kwalifikacjach. Wynik 65.52 metra nie tylko dał jej kwalifikację w pierwszym rzucie, ale był jednocześnie najlepszą próbą od ponad trzech lat. Finał nasza zawodniczka zakończyła na ósmej pozycji z wynikiem 62.44 metra. Nie ukrywała, że to rezultat zdecydowanie poniżej jej oczekiwań. Maria Andrejczyk po finale rzutu oszczepem "Szkoda, nie będę owijać w bawełnę. Australijka oddała mi 8. miejsce. Miałam ogromną szansę, którą mogłam wykorzystać" - mówiła przed kamerą "Eurosportu". "Cóż... Cieszę się, że dosłownie po paru miesiącach współpracy z nowym trenerem znaleźliśmy się na IO, zrobiliśmy kwalifikację. To wielka szkoda, że nie pokazałam tego w finale, w którym czuję się jak ryba w wodzie. Na rozgrzewce wszystko było dobrze" - dodała, raz jeszcze podkreślając, że liczyła na zdecydowanie więcej. Co interesujące, z ust Andrejczyk padła przy tym mocna deklaracja. Wszystko wskazuje na to, że najlepsze... jeszcze przed nią. Andrejczyk ma już w dorobku medal IO. W Tokio, przed trzema laty sięgnęła po srebro. Wcześniej, w Rio de Janeiro zajęła czwarte miejsce.