Maria Andrejczyk obawiała się kompromitacji. Polka znowu przeszła operację
- Cieszę się, że pokonałam barierę mentalną, bo bardzo biłam się z myślami, czy przyjeżdżać na zawody i się kompromitować. To był jednak bardzo cenny start, który dał mi wiele informacji - powiedziała Maria Andrejczyk, wicemistrzyni olimpijska w rzucie oszczepem z Tokio (2021) po wygranym konkursie w 71. Memoriale Janusza Kusocińskiego, jaki odbywał się na Superauto.pl Stadionie Śląskim w Chorzowie.

Maria Andrejczyk od wygranej rozpoczęła lekkoatletyczny sezon. Choć miała wiele obaw przed startem w 71. Memoriale Janusza Kusocińskiego w Chorzowie, to jednak sięgnęła po zwycięstwo.
Wynik nie jest powalający, bo nie udało się jej przerzucić granicy 60 metrów. Do zwycięstwa rekordzistce Polski wystarczyło 58,82 m.
Maria Andrejczyk odgruzowuje się z ciężkiego treningu
Najlepszą próbę oddała w trzeciej serii. 29-latka o 44 centymetry wyprzedziła Litwinkę Livetę Jasiunaite. Trzecia była Gabriela Andrukonis - 52,36 m.
- Nie mam żadnych odczuć po tym konkursie, bo dopiero dynamizujemy ciężki trening, w którym byłam przez kilka miesięcy. Wiedziałam zatem, że może być różnie. Nie ukrywam, że liczyłam na złamanie 60 metrów, bo tyle rzucałam na treningach. Wciąż jednak jeszcze pracujemy nad rozbiegiem. Mięśnie są jeszcze bardziej siłowe, niż dynamiczne. Dopiero powoli odgruzowujemy się z tego ciężkiego treningu. Wiemy teraz, nad czym pracować i w jaką stronę iść - mówiła Andrejczyk po zawodach.
Zapytana o to, co byłoby kompromitacją, skoro o nie wspomniała, odparła:
Nie wiem w sumie, ale pewnie wynik poniżej 55 metrów. Tak naprawdę dwa pierwsze rzuty były takie, że aż strach. Była straszna padaka na rozbiegu. Nie czuję jeszcze ciała, jak biegnę.
Andrejczyk zauważyła, że zbliżamy się do końca maja i do głównej imprezy, czyli mistrzostw świata w Tokio (13-21 września) pozostało jeszcze bardzo dużo czasu.
- Tam chcę rzucać najdalej, a nie teraz, choć na pewno fajnie byłoby już na tym etapie prezentować przyzwoitą formę. Przede mną jeszcze wiele treningów i pozostaję dobrej myśli, bo trening zimowy wyglądał rewelacyjnie. Potem coś się pogubiło. Prawdopodobnie mocno przeciągnęliśmy siłę i ciężki sprzęt, bo tym rzucałam do końca marca, a to jest bardzo długo. Teraz powoli dopiero będę zatem łapać czucie. Myślę, że w połowie czerwca, a może w lipcu powinny się zacząć lepsze rzuty. Na ten moment jestem po prostu za silna. Pierwszy raz jestem w takiej sytuacji - tłumaczyła Andrejczyk.
Nasza wicemistrzyni olimpijska znowu przeszła operację
Nasza oszczepniczka w ubiegłym sezonie po raz pierwszy w karierze wystąpiła w finale mistrzostw Europy. Z kontuzją kostki zajęła dziesiąte miejsce. W eliminacjach na igrzyskach olimpijskich w Paryżu spisała się rewelacyjnie, ale w finale była ósma. Przed nim zmagała się z wysoką temperaturą i problemami żołądkowymi.
Teraz przyznała, że po sezonie przeszła operację. Kolejną w swojej karierze.
- W połowie grudnia przeszłam operację stawu skokowego, który dokuczał mi w czasie mistrzostw Europy i igrzysk olimpijskich. Miałam przez kilka miesięcy duży stan zapalny i nie dało się z tego wyjść ćwiczeniami. Kostka była cały czas opuchnięta. Chcieli mi rekonstruować więzadła, ale nie zgodziłam się. Lekarze wyczyścili zatem tylko ten staw. Dzięki temu nie stracę tego sezonu. Teraz staw jest stabilny, ale jeszcze nie jest na tyle mocny, by przyjąć całą tę siłę, jaką mam - opowiadała Andrejczyk.
Teraz 29-latka startuje w Diamentowej Lidze w Rabacie (25 maja), a potem być może zobaczymy ją w Offenburgu (1 czerwca).
Z Chorzowa - Tomasz Kalemba, Interia Sport
Zobacz również:
- Anita Włodarczyk czarowała na treningach, tymczasem tak słabo już dawno nie zaczynała sezonu
- Chciała kończyć karierę, a po wielu latach poprawiła "życiówkę". Pokochała Polskę
- Potężna moc Święty-Ersetic. Finisz jak marzenie. Trzecie otwarcie w karierze
- Zimowa kurtka i najlepszy wynik w Europie. Pia Skrzyszowska nabiera rozpędu


