"Serce mnie już nie boli, bo stadiony nareszcie otwarte. Trenuję na co dzień w Sejnach i jeszcze mam pewne utrudnienia, bo salę gimnastyczną i siłownię przejęli na razie żołnierze. Nie mamy do tego dostępu, dlatego nie mam możliwości wykonania pełnego treningu, ale staramy się sobie radzić. Rozumiemy sytuację i dlatego nie narzekamy, tylko radzimy sobie tak jak możemy" - powiedziała 24-letnia lekkoatletka spod Suwałk. Mimo że w Sejnach nie może wykonywać pełnego treningu, nie rozważała z trenerem Karolem Sikorskim wyjazdu do COS OPO Spała na zgrupowanie. To oprócz Wałcza jedyny ośrodek w pełni dostępny dla sportowców, ale obowiązują w nim teraz - w czasie pandemii koronawirusa - szczególne zasady."Teraz trochę żałuję, że się tam nie wybraliśmy, ale to była wspólna decyzja z trenerem. Najbardziej przerażały mnie obowiązujące restrykcje. Rozumiem, że w obecnej sytuacji są one niezbędne, ale dla mnie byłoby to ciężkie do przełknięcia. Nie wytrzymałabym cały czas w ośrodku, bez możliwości wyjścia poza pokój. Nie wiem, czy moja głowa dałaby radę. Skoro jednak mam możliwość wykonania treningu u siebie, to wybraliśmy tę opcję" - podkreśliła.Ten czas, który został jej "podarowany" przez pandemię, wykorzystała głównie na leczenie. Od stycznia borykała się bowiem z bólem w ścięgnie Achillesa."Z małego urazu zrobiła się duża kontuzja. Gdyby igrzyska były w tym roku, nie miałabym szans na to, by wypracować jakąkolwiek formę. Przed kontuzją czułam się rewelacyjnie i wiedziałam, że to będzie bardzo dobry sezon. Ale potem był tylko zjazd, więc bardzo się cieszę, że przełożyli imprezę docelową. To dla mnie ogromna szansa i na pewno jej nie zmarnuję" - obiecała.