"To była bardzo trudna decyzja. Od kwietnia, a tak naprawdę od kilku lat kopię się z koniem. Ciągłe problemy zdrowotne uniemożliwiały normalny trening, a co za tym idzie również osiąganie odpowiednich rezultatów. Nadszedł ten czas, żeby powiedzieć sobie koniec, choć robię to z ciężkim sercem" - przyznał w rozmowie z PAP rekordzista Polski na 400 m ppł (48,12). Zawodnika Warszawianki dopadła tym razem kontuzja stawu krzyżowo-biodrowego. W ogóle nie może biegać przez płotki, a i na płaskim dystansie odczuwa ból. "Niestety nikt na razie nie był w stanie zdiagnozować co dokładnie mi dolega. Najprostsze badania, czyli USG i rentgen nie wykazały żadnych zmian. Jest to raczej problem funkcjonalny, a ból pojawia się jedynie przy odpowiednim ruchu. Nie mam pieniędzy na poprawną diagnostykę, a cierpliwość ludzi, którzy w ostatnich latach bardzo mi pomogli, również kiedyś się kończy. Teraz też jeszcze nie wiem czy wystartuję w Toruniu, choć tu jestem. Decyzja zapadnie na rozgrzewce - jeśli nie będzie bolało, to stanę w blokach, w innym wypadku nie" - zaznaczył. Podopieczny Jana Widery nie wierzy, by mógł uzyskać wynik na 400 m, uprawniający go do startu chociażby w sztafecie 4x400 m, która może zakwalifikować się do mistrzostw świata w Moskwie. "Jestem już za starym zawodnikiem, by wierzyć w takie rzeczy. To jest bardzo nieubłagany dystans, a ostatnie 100 m obnaży braki w treningu" - powiedział 32-letni lekkoatleta. Największym marzeniem Plawgi pozostaje udział w największej imprezie lekkoatletycznej w Polsce - halowych mistrzostwach świata, które w marcu 2014 roku odbędą się w Sopocie. "Bardzo bym chciał, ale nie wiem czy właśnie na tym się nie skończy. Wiem, że to raptem parę miesięcy przygotowań i że jestem w stanie, o ile oczywiście zdrowie dopisze, przygotować się tak, by znaleźć się w składzie sztafety. Nie będę miał jednak funduszy na przygotowania. W Polsce nie będzie takiej możliwości, a z kolei za granicę nie będzie mnie stać, by wyjechać. Jeśli stanie się cud to chciałbym uczestniczyć w tej imprezie w Sopocie, ale na stadionie już na pewno nie wystartuję. To definitywny koniec" - podkreślił. W ostatnich latach pojawiły się u urodzonego w Rudzie Śląskiej lekkoatlety frustracja, ból, rozgoryczenie. Kolejne operacje miały przedłużyć mu szansę powrotu na bieżnię. Wszystko zaczęło się jeszcze przed igrzyskami w Pekinie w 2008 roku, gdzie mimo wszystko wywalczył jeszcze bardzo dobre szóste miejsce. Rok później w mistrzostwach świata w Berlinie już nie wystąpił z powodu urazu stopy. Trafił na równię pochyłą. Leczył jeden uraz, by za chwilę łapać następny. Powoli zaczęli odwracać się od niego sponsorzy. Długo wspierał go klub oraz Polski Związek Lekkiej Atletyki. "Nie żałuję, że tej decyzji nie podjąłem wcześniej. Zarzucałbym sobie po latach, że nie spróbowałem. Gdybałbym pewnie długo, a właśnie tego chciałem uniknąć. Dlatego też było mi tak trudno ostatecznie zadecydować, że to koniec. Myślę, że łatwiej przychodzi to zawodnikom zdrowym, którzy po przetrenowanym roku, widzą, że nie ma efektów pracy. A ja nadal wiem, że byłbym w stanie szybko biegać, tylko nie pozwala mi na to zdrowie" - ocenił. Największe sukcesy Plawgo odniósł w 2007 roku, wówczas jako 26-latek, stanął dwukrotnie na najniższym stopniu podium mistrzostw świata w Osace. Na 400 m ppł poprawił wtedy rekord Polski Pawła Januszewskiego na 48,12, a później pomógł jeszcze w biegu rozstawnym 4x400 m. Jest pierwszym polskim lekkoatletą, który zdobył dwa medale w jednych mistrzostwach świata. Wcześniej jednak wielokrotnie znajdował się w czołówce wielkich imprez - srebro w mistrzostwach Europy na 400 m ppł (2006), złoto w halowych mistrzostwach Europy na 400 m i 4x400 m (2002) oraz brąz halowych mistrzostw świata w sztafecie 4x400 (2003). Wielki talent pokazał już w wieku juniorskim. W 2000 roku w odległym Santiago de Chile sięgnął po złoto mistrzostw świata w swojej kategorii wiekowej (49,23 - rekord Polski juniorów) i brąz w sztafecie 4x400 m. Był dziewięciokrotnie mistrzem kraju. "Najprzyjemniej wspominam okres juniora. Wówczas bawiłem się jeszcze sportem. Wszystko było dla mnie pozytywnym wyzwaniem, wydawało się proste i łatwe. Wielka kariera była jeszcze przede mną. Panowała beztroska i nadzieja" - wspominał w rozmowie z PAP. Na razie Plawgo jeszcze nie wie, co będzie robić po zakończeniu kariery. Kończy studia na kierunku dziennikarskim. "Nie mam żadnych pomysłów, ale od sierpnia w sposób aktywny i poważny zaczynam szukać pracy. Nie wiem w jakiej branży się odnajdę, za to wiem, że rzeczywistość bywa brutalna. Rzadko kiedy człowiek znajduje od razu zajęcie, o którym marzył. Nie wiem co los mi przyniesie, ale na razie zostaję we Wrocławiu. Jeśli jednak znajdę pracę w innym mieście, to biorę pod uwagę przeprowadzkę" - zapowiedział. Marta Pietrewicz