Ogłoszona pod koniec marca decyzja Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego w sprawie startów rosyjskich i białoruskich sportowców wywołała duże poruszenie na całym świecie. Przypomnijmy, że kierowana przez Thomasa Bacha organizacja wydała zalecenia dla federacji międzynarodowych i organizatorów imprez sportowych, w świetle których zawodnicy ze wspomnianych państw mogą startować w zawodach, ale nie mogą używać flag, symboli i hymnów narodowych. MKOL zastrzegł także, że rosyjscy i białoruscy sportowcy chcący rywalizować w zawodach międzynarodowych nie mogą aktywnie wspierać działań wojennych w Ukrainie czy służyć w wojsku. Sam fakt, że organizacja w ogóle dała zielone światło na start reprezentantów tych państw, wywołała duże poruszenie. Do grona osób krytykujących ten ruch dołączył Marcin Lewandowski. Marcin Lewandowski grzmi w sprawie Rosjan. Dosadne słowa Były lekkoatleta w rozmowie z WP SportoweFakty przyznał, że decyzja MKOl-u jest "tragedią". - Oczywiście temat jest bardzo trudny, bo na pewno są sportowcy z Rosji i Białorusi, którzy nie mają nic wspólnego z wojną w Ukrainie, jednak innej możliwości, niż zakazanie im startu na igrzyskach, nie ma - przekonywał. Utytułowany biegacz, który w trakcie kariery wywalczył m.in. trzy złote medale halowych mistrzostw Europy oraz brąz mistrzostw świata na otwartym stadionie, zastrzegł także, że nie jest zwolennikiem dopuszczania białoruskich i rosyjskich sportowców nawet pod neutralną flagą. Lewandowski odniósł się także do pomysłu Władysława Kozakiewicza, który zaproponował, by to sami polscy sportowcy zdecydowali, czy chcą wziąć udział w igrzyskach olimpijskich, jeśli zostaną dopuszczeni do nich przedstawiciele Rosji i Białorusi. - Bojkot jest pewnym rozwiązaniem, jednak w przypadku gdyby taki pomysł miał 100 procent poparcia. Tylko to mogłoby przynieść skutek - ocenił były biegacz.