To jedna z imprez towarzyszących 6. PZU Maratonowi Królewskiemu. Do udziału w głównym biegu zgłosiło się 10 tysięcy osób. Prawie tysiąc będzie rywalizować z Lewandowskim na trasie "olimpijskiej piątki". Brązowy medalista mistrzostw świata nie krył zadowolenia, że w Polsce trwa moda na bieganie i coraz więcej ludzi stawia na aktywność fizyczną. "To, co robimy z moimi koleżankami i kolegami z reprezentacji lekkoatletycznej, a od paru lat jesteśmy w czołówce klasyfikacji medalowej mistrzostw Europy czy świata pokazuje, że można odnosić sukcesy. Cieszę się, że jestem jedną z tych osób, która napędza tę całą maszynę do uprawiania sportu i nie tylko lekkoatletyki. Nasze sukcesy na pewno się do tego przyczyniają" - nie miał wątpliwości. Lewandowski zapowiada w Krakowie walkę o pierwsze miejsce, gdyż - jak twierdzi - każdy sportowiec zawsze che wygrywać, ale nie to jest dla niego kluczowe. "Dla mnie w niedzielę najważniejsze jednak będzie, to że stanę na linii startu wraz z dziesięcioma tysiącami ludzi i będę po prostu mógł cieszyć się bieganiem. To będzie dla mnie wielka przyjemność, to będzie coś niesowitego. To sprawi mi większą radość niż nawet ewentualne zwycięstwo" - podkreślił. Podczas sobotniego spotkania w krakowskiej Tauron Arenie z kibicami Lewandowski zaprezentował swój brązowy medal i obejrzał wraz z kibicami swój występ w Dausze. "Wcześniej nie miałem okazji zobaczyć tego biegu w całości. Przeszły mnie dreszcze, gdy to oglądałem. To był upragniony medal. Można powiedzieć, że przyszedł do mnie. Zasłużyłem na niego w zupełności. To była dwanaście lat ciężkiej roboty, pościgu za nim. Kilka razy miałem go na wyciągnięcie ręki, w finałach mistrzostw świata czy igrzysk finiszowałem czwarty, szósty. Ciągle było blisko, już go czułem, ale zawsze czegoś brakowało. Konsekwentna praca w końcu opłaciła się i wróciłem z medalem, który oczywiście bardzo mnie cieszy, ale satysfakcja jest tym większa, że potwierdzony został nowym rekordem Polski. Ten wynik 3:31.46 sprawił, że jestem jeszcze bardziej szczęśliwy" - wyjawił. Lewandowski odniósł się też planów Adama Kszczota, który po rozstaniu się dotychczasowym trenerem Zbigniewem Królem ma wspólnie z nim przygotowywać się do przyszłorocznych igrzysk w Tokio pod kierunkiem jego brata Tomasza. "To jeszcze nie jest oficjalna informacja, nie chcę uprzedzać faktów. Z mojej strony furtka jest otwarta. Z Adamem rywalizujemy, ale nasze relacje są bardzo dobre. Ja byłem na jego weselu, a on na moim" - przyznał Lewandowski, który w tym sezonie planuje jeszcze wystartować w 7. Światowych Igrzyskach Wojskowych w Chinach. "Jestem zawodowym żołnierzem, a bieganie to moja praca" - wyjaśnił. Lewandowski nie krył, że jest podważeniem osiągnięcia kenijskiego biegacza Eliud Kipchoge, który w niedzielę w Wiedniu pobił rekord świata w maratonie łamiąc barierę dwóch godzin. "To dowód na to, że możemy przełamywać kolejne granice. Wiele sukcesów zależy od 'głowy'. Jeśli inni zawodnicy zobaczą, że ktoś może coś zrobić, to zadają sobie pytanie, dlaczego nie mogę tego zrobić ja? Tak było w Polsce, gdy przez wiele lat brakowało dobrych biegaczy na średnich dystansach, aż pojawiłem się ja i Adam Kszczot. Zaczęliśmy regularnie uzyskiwać dobre wyniki, zdobywać medale i młodzi dostrzeli też swoją szansę. Teraz wyskoczyli Mateusz Borkowski czy Michał Rozmys i dobijają się do finałów mistrzostw Europy. Robią fajne wyniki. To jest taka machina napędzająca" - zauważył Lewandowski. Grzegorz Wojtowicz