- Emocje powoli rosły, ale jak się pojawił napis 400 m kobiet, to emocje były na najwyższym poziomie. Wiadomo, człowiek chciałby sam wystartować, ale niestety zostało mi oglądanie tylko z boku. To mój pierwszy raz w tej roli, do tej pory udało mi się wystartować we wszystkich edycjach Copernicus Cup. I jest troszkę dziwnie, emocje są inne, ale też jest to fajne - mówiła w rozmowie z Interią Małgorzata Hołub-Kowalik. Niestety członkini złotej sztafety mieszanej z igrzysk olimpijskich w Tokio i podpora "Aniołków Matusińskiego" z powodu kontuzji musiała zrezygnować ze startów w sezonie halowym i odpuścić mistrzostwa świata w Belgradzie. Wszystko po to, by móc powalczyć w sezonie letnim. - Tak naprawdę to kontuzja sama wybrała. Walczyłam do ostatniego momentu, cały czas wierzyłam, że się uda. Informacja o tym, że rezygnuję, pojawiła się bardzo późno, a ja od dłuższego czasu musiałam walczyć, żeby wystartować, bo miałam malutką, ale jednak, iskierkę nadziei, że się uda. Niestety w pewnym momencie doszłam do wniosku, że zdrowie jest najważniejsze, szczególnie, że bardzo chce pokazać się z dobrej strony w sezonie letnim - stwierdziła biegaczka. Czytaj także: Ukraińska lekkoatletka pełna obaw. "Nie dla wojny" Mimo urazu Małgorzata Hołub-Kowalik cały czas jest przekonana, że kolejne sukcesy wciąż przed nią. - Myślę, że dziewczyny pokazują, że są rewelacyjnie przygotowane i wierzę, że po kontuzji ja również dojdę do siebie i wrócę do formy, którą prezentowałam w Tokio. W Toruniu biegaczka prezentowała się nie tylko w roli kibica, ale też jako ekspert w mediach i w zgodnej ocenie wypadła znakomicie. Czy to pomysł na siebie po zakończeniu sportowej kariery? - Jestem ogromną gadułą i nie wiem, czy bym się nadawała do pracy w mediach. Mówiłabym więcej niż goście, których bym zapraszała - mówiła ze śmiechem w rozmowie z Interią Hołub-Kowalik.