"Na siłowni nie wszystko mogę robić; sięgam więc po ćwiczenia zastępcze. Nie zawsze, by być dobrze przygotowanym trzeba wykonywać pełne przysiady. Najważniejsze, że mogę rzucać. Jak będę widział, że naprawdę jest kiepsko, to cóż, walczymy, trzy próby na maksa i tyle. Albo coś wyjdzie, albo nie" - powiedział wicemistrz świata z Berlina. Małachowski do Korei przyleciał 19 września, na 10 dni przed eliminacjami. "Treningi w ostatnich dniach nie mają już takiej intensywności, czy objętości. Na technice mamy już dwadzieścia kilka rzutów i musimy je wykonać poprawnie, a kilka powinno być świetnych. Zajęcia przed głównymi zawodami to po prostu zabawa" - przyznał. O swoich problemach zdrowotnych i związanych z tym trudnościach Małachowski niechętnie mówi. "Na pewno nie usiądę i nie będę płakał. Co roku mam jakieś kontuzje, jak nie palec, to przepuklina, a teraz kolano. Nie będę się nad sobą użalał i mówił, że cały świat jest zły, wszyscy mają z górki, tylko ja mam pod. Po prostu trenuję i wiem, na co mnie stać. Poza tym uważam, że kwestia psychiki odgrywa tu dużą rolę. Jak się człowiek będzie cały czas dołował i męczył z tym, że nie mogę czegoś zrobić, to będzie ciężko" - podkreślił. W Pekinie Małachowski odniósł swój największy i pierwszy międzynarodowy sukces. W 2008 roku wywalczył srebrny medal olimpijski. "Ale nie lubię Azji. Jeżeli będzie temperatura podobna jak w Osace cztery lata temu, czyli gorąco i duszno, to będzie trudno. To nie jest dla mnie. Jestem za gruby na takie warunki. Jednak wszyscy mają takie same" - zaznaczył 28-letni zawodnik WKS Śląsk Wrocław. Dla podopiecznego Witolda Suskiego liczy się w Daegu tylko walka o złoto. "To jest sport i tylko sport. Taki wykonuję zawód, ale też nie ma się co stresować. Dyskoboli przyjechało sporo. Każdy zna swoją wartość i swoje miejsce. Wszyscy chcą zdobyć medale, ale niestety, rozdają tylko trzy, z czego tylko jeden się liczy" - powiedział mistrz Europy. Wśród potencjalnych rywali Małachowski wymienił dwukrotnego mistrza olimpijskiego z Aten i Sydney Litwina Virgilijusa Aleknę, mistrza świata z Berlina Niemca Roberta Hartinga i Węgra Zoltana Kovago. "Groźny może być też Hiszpan Frank Casanas, który jest niesamowicie szybki. Jak trafi, to dysk poleci mu na 68 m. Następnym zawodnikiem jest mistrz olimpijski z Pekinu Estończyk Gerd Kanter oraz Irańczyk Hadadi Ehsan. Może się też zdarzyć, że będą dobre warunki i nagle jakiś młody zawodnik wyskoczy, który ma życiówkę 65-66 m i rzuci trzy metry dalej" - dodał. Eliminacje rzutu dyskiem odbędą się w poniedziałek; początek o godz. 3.10 czasu polskiego; finał dzień później o 12.55.