- Tworzymy mieszankę młodości i doświadczenia. Dużo jest młodych, nowych twarzy. Mamy sporą grupę młodzieżowców, którzy mieli medale w swojej kategorii wiekowej i błyszczą wysoką formą. Wydaje mi się jednak, że większość z nich przyjechała do Daegu po naukę - ocenił wicemistrz olimpijski i świata w rzucie dyskiem. Zawodnik WKS Śląska Wrocław jest zdania, że w Korei Południowej może wykrystalizować się już duża część ekipy na przyszłoroczne igrzyska olimpijskie w Londynie. - Albo nawet na te cztery lata później w Rio de Janeiro. Fajnie, że tu przyjechali, bo to dla nich będzie na pewno duża lekcja pokory. W wielu przypadkach po raz pierwszy będą walczyli z seniorami. Większość z nich nie startowała jeszcze nigdy w mistrzostwach świata i nie wiedzą jak to się wszystko odbywa. Tutaj są już starzy zawodnicy, cwani, którzy wiedzą co i jak zrobić. Pojawiają się głupie docinki, spojrzenia. Trzeba przyzwyczaić się do tego i nauczyć z tym obchodzić - podkreślił podopieczny Witolda Suskiego. Według Małachowskiego największą niespodziankę może sprawić Paweł Fajdek (Agros Zamość). 22-letni młociarz rzucił w tym sezonie 78,54 i imponuje równą formą. - Może w Daegu też zaskoczy? - zastanawiał się Małachowski i dodał, że w razie niepowodzenia nie należy się przejmować. - To będzie nauka na przyszłość. Na mistrzostwach świata nie kończy się życie, dalej toczy się swoim torem. Za rok są igrzyska, potem następne mistrzostwa świata, Europy... Weteranem wśród zawodników jest natomiast Szymon Ziółkowski. Mistrz olimpijski z Sydney, trzykrotny medalista mistrzostw świata w rzucie młotem jest najstarszy w polskiej ekipie. - Od dawna jestem jednym z dinozaurów, którzy przyjeżdżają z ekipą. Nawet dyrektor sportowy PZLA Piotr Haczek jest młodszy ode mnie, ale nie przeszkadza mi to specjalnie. Trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że lata uciekają i tak będzie już coraz częściej - podkreślił 35-letni lekkoatleta. W mistrzostwach świata w Daegu, które odbędą się w dniach 27 sierpnia - 4 września wystąpi 43 reprezentantów Polski. Z Daegu - Marta Pietrewicz