- Tomek, gdy wychodziłem na stadion, powiedział mi, że jak nie zdobędę złota, to mam nie przychodzić do pokoju. Tak się wystraszyłem, że musiałem to zrobić - powiedział z uśmiechem wicemistrz olimpijski z Pekinu. Uznał, że konkurs nie był najlepszy w jego wykonaniu. - Ale najdłuższy rzut należał na szczęście do mnie. Nie byłem zestresowany, ale za to bardzo skoncentrowany, bo wiedziałem, że może się powtórzyć sytuacja z ubiegłorocznych mistrzostw świata, kiedy w ostatniej próbie przegrałem złoto - przypomniał. Małachowski wyraźnie po konkursie odetchnął. Do tej pory lubiło go srebro - najpierw w igrzyskach olimpijskich w Pekinie, potem w Berlinie w mistrzostwach świata. - Może teraz przyczepi się do mnie jedynka i już tylko będę wygrywał? - zastanawiał się. - Zawsze moim marzeniem było wysłuchać Mazurka Dąbrowskiego. W końcu się udało, z czego bardzo się cieszę. Po konkursie mistrz świata Niemiec Robert Harting nawet nie podszedł do Polaka, by mu pogratulować. Parę dni przed rozpoczęciem imprezy w jednym z wywiadów ocenił, że w Barcelonie nie ma sobie równych przeciwników, a Małachowskiego nie uznał za godnego rywala. - Teraz przeszedł obok mnie i tyle. On nie podał mi ręki, a ja jej też w jego kierunku nie wyciągnąłem. Mam to po prostu gdzieś. Taki jest sport, to jest nasz zawód. Z drugiej strony w kole rywalizujemy, ale po zawodach zawsze można sobie podać rękę. Jesteśmy normalnymi ludźmi i nie musimy robić z tego trzeciej wojny światowej, dlatego nie rozumiem takiego zachowania. Jego wypowiedź mnie na początku zdenerwowała, bo myślałem, że jest moim bardzo dobrym kolegą. Uważałem go za równego faceta, okazało się, że tak nie jest - powiedział podopieczny Witolda Suskiego. Złoty medal mistrzostw Europy postawił na równi ze srebrnym mistrzostw świata. - Igrzyska to jednak całkiem inna bajka. Najważniejsza impreza, więc i najważniejszy krążek - dodał.